We wtorek kontynuowane są obrady Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego. Sędziowie kolejny raz spróbują wskazać kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa SN. Nadal toczy się spór o sposób liczenia głosów w wyborach na członków komisji skrutacyjnej. Część sędziów zgłosiło w tej sprawie wnioski i domaga się wyjaśnień, a prowadzący obrady Kamil Zaradkiewicz oświadczył, że "nie dopuści do dalszej obstrukcji".
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNCIE NA TVN24 GO >>>>
Sędzia Rączka: żadnego ultimatum do tej pory nie otrzymałem
We wtorek w mediach pojawiły się informacje o ultimatum, jakie miał otrzymać jeden z sędziów Sądu Najwyższego. Jak podał portal Niezależna.pl, profesorowi Krzysztofowi Rączce ma zostać odebrana zgoda na dzielenie stanowiska w SN z pracą akademicką na Uniwersytecie Warszawskim, przez co będzie zmuszony do wybory między obu funkcjami.
- Żadnego ultimatum do tej pory nie otrzymałem. Znam te informacje, traktuję je jako niedozwoloną próbę nacisku, jako próbę zastraszenia mnie, jako próbę zniechęcenia do zajmowania stanowiska - mówił we wtorek w Sądzie Najwyższym sędzia Rączka.
Jak dodał, "gdyby doszło do takiego czynu, to ja będę się konkretnie do niego ustosunkowywał i wtedy będzie czas na reakcję". - W tej chwili traktuję to jako groźbę pod moim adresem, jako chęć wyeliminowania mnie z aktywnej działalności na forum Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego - tłumaczył sędzia SN.
- Wątpię, żeby Uniwersytet Warszawski w takiej sytuacji stawiał mnie przed wyborem - mówił profesor Krzysztof Rączka, dodając, że przez osiem lat był dziekanem Wydziału Prawa i Administracji UW, a jego praca na tym stanowisku "była oceniana dobrze". - Nie ma żadnych zastrzeżeń co do mojej pracy na uniwersytecie, nie ma żadnych zastrzeżeń co do mojej pracy w Sądzie Najwyższym. Traktuję to jako plotkę, która zmierza do tego, bym się wycofał, żebym się przestraszył - wyjaśnił.
- Oświadczam, że nie dam się zastraszyć i proszę, żeby poważnie przyjąć moje oświadczenie - zadeklarował sędzia Rączka.
Spór o wybór kandydatów na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego
Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego już dwukrotnie próbowało dojść do porozumienia w sprawie wyboru kandydatów na pierwszego prezesa SN. Dwa wielogodzinne posiedzenia w piątek i sobotę nie przyniosły jednak rezultatu i zakończyły się patem. Część sędziów oskarżyła prowadzącego obrady Kamila Zaradkiewicza o chaotyczne i niezgodne z prawem kierowanie posiedzeniem. On im z kolei zarzucił obstrukcję i celowe wydłużanie spotkania.
Podczas sobotnich obrad profesor Krzysztof Rączka skomentował sposób prowadzenia obrad przez sędziego Zaradkiewicza. - Pana postawa urąga powadze Sądu Najwyższego. (...) Pan mógłby odbierać głos, gdyby był w Sejmie, a to jest Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. I proszę nie wprowadzać atmosfery drylu wojskowego - zwrócił uwagę sędzia Rączka, kiedy Kamil Zaradkiewicz kolejny raz próbował odebrać mu głos. - Proszę o powstrzymanie się od tak gorszących zachowań - odpowiedział mu Zaradkiewicz.
W piątek, wybierając członków komisji skrutacyjnej sędziowie głosowali, oddając głos za albo przeciwko kandydaturze. Zgłoszono po jednej kandydaturze z każdej z izb. Żadna nie uzyskała wymaganego poparcia. W sobotę miały obowiązywać inne zasady głosowania. Z każdej z izb wyłoniono dwóch kandydatów, a zgodnie z założeniem sędziowie mieli wybierać między nimi, nie oddając głosów negatywnych. Część sędziów zagłosowała jednak w inny sposób. Do protokołu głosowania zdanie odrębne złożyła sędzia Izby Dyscyplinarnej Małgorzata Bednarek. Jak wskazała, na 42 kartach głosujący sędziowie przy każdym nazwisku pisali słowo "nie".
Autorka/Autor: ft/pm
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24