Po ponad czterech godzinach zakończyła się w czwartek pierwsza rozprawa przeciwko Marcinowi Dubienieckiemu, który przed sądem dyscyplinarnym Okręgowej Rady Adwokackiej odpowiada za niestosowne wypowiedzi dla mediów. - Nigdy nie miałem zamiaru naruszać godności swojego zawodu - zapewniał przed sądem Dubieniecki.
Dubieniecki odmówił jednocześnie składania wyjaśnień oraz odpowiadania na pytania, z wyjątkiem zadawanych przez swojego obrońcę. - Wcześniej chciałem w tej sprawie złożyć obszerne wyjaśnienia. Z uwagi jednak, że sąd odrzucił mój wniosek o utajnienie tego procesu, nie mogę tego zrobić, ponieważ takie wyjaśnienia dotyczyłyby prawie w całości sfery życia prywatnego. Takie rozstrzygnięcie sądu narusza w znaczący sposób moje prawo do obrony i rzetelnego postępowania - podkreślił Dubieniecki.
Odpowie za "niech się pan odp..."?
Wszczęte w marcu przez rzecznika dyscyplinarnego ORA postępowanie dotyczyło dwóch wypowiedzi Dubienieckiego dla mediów. Dziennikarka "Polityki" miała usłyszeć od męża Marty Kaczyńskiej, że to, czy będzie on prowadził swoją kancelarię z panem M., czy z gangsterem "Słowikiem", to jest jego prywatna sprawa.
Natomiast dziennikarzom tytułu "Polska Dziennik Bałtycki" Dubieniecki - pytany o spółkę ze skazanym za wyłudzenie Adamem S., którego ułaskawił prezydent Lech Kaczyński - miał powiedzieć m.in.: "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni". Dopytywany dalej, wulgarnie zakończył rozmowę: "niech się pan odp...". Zapis tej ostatniej rozmowy dziennikarze przekazali gdańskiej ORA.
"Czy na tej sali musi odbywać się farsa?"
Podczas czwartkowego posiedzenia sądu odsłuchano rozmowy z dziennikarzami "PDB" oraz "Polityki". Sprzeciwiali się temu Dubieniecki i jego obrońca Łukasz Rumszek, który twierdził m.in., że część nagrań jest mało czytelna i powinna się odbyć w obecności biegłego w dziedzinie fonoskopii.
Sąd przesłuchał także dwóch dziennikarzy "Dziennika Bałtyckiego", którzy potwierdzili, że adwokat użył w rozmowie obraźliwych słów.
Odczytano treść wyjaśnień Dubienieckiego podczas postępowania przygotowawczego. Był on przeciwny ich ujawnieniu. Argumentował, że nie mogą mieć charakteru dowodu, ponieważ podczas przesłuchania nie był uprzedzony o przysługujących mu prawach i obowiązkach.
- Czy na tej sali musi odbywać się farsa? Żyjemy przecież w tym samym państwie i czytamy ten sam kodeks postępowania karnego - polemizował z decyzją sądu Dubieniecki.
Kolejna rozprawa 23 listopada
Podczas wcześniejszych wyjaśnień Dubieniecki powiedział, że treść rozmów z dziennikarzami nie miała związku z wykonywaniem przez niego zawodu adwokata. - Nosiłem się nawet z zamiarem dobrowolnego poddania się karze, ale potem zmieniłem zdanie, gdyż mogłoby to być niebezpieczne dla innych adwokatów oraz wolności słowa w życiu prywatnym - powiedział kilka miesięcy temu Dubieniecki.
Obrońca obwinionego adwokata wnioskował m.in. o przesłuchanie jako świadków redaktora naczelnego "PDB" Grzegorza Popławskiego, ojca Marcina Dubienieckiego - Marka Dubienieckiego (obaj prowadzą kancelarię adwokacką w Kwidzynie - red.) oraz dziennikarki "Polityki" Biankę Mikołajewską-Niemczyk.
Sąd w czwartek uwzględnił wniosek dotyczący tej ostatniej osoby. W kwestii przesłuchania szefa "PDB" i Marka Dubienieckiego sąd podejmie decyzję na kolejnej rozprawie 23 listopada.
O ukaranie adwokata wnioskuje rzecznik dyscyplinarny gdańskiej ORA. Dubienieckiemu może grozić od upomnienia do usunięcia z zawodu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24