- To ptaki, które zostały wciągnięte w silnik samolotu i spowodowały jego uszkodzenie, były przyczyną katastrofy białoruskiego Su-27 na pokazach w Radomiu - poinformowała rosyjska telewizja "Wiesti". Według stacji, znaleziono czarne skrzynki rozbitej maszyny a ciała pilotów mogą zostać przewiezione do Mińska jeszcze w poniedziałek.
Białoruski Su-27 runął na ziemię w niedzielę po południu w czasie pokazu akrobacji na Air Show w Radomiu. Dwaj piloci samolotu zginęli. Specjalna polsko-białoruska komisja ekspertów rozpoczęła już badania przyczyny wypadku. Pierwsze ustalenia ministerstwa obrony Białorusi wskazują na to, że piloci starali się skierować maszynę z dala od ludzi i zabudowań. Maszyna runęła tuż koło lasu.
Rosyjskie media: przyczyną były ptaki
Jak podała rosyjska telewizja "Wiesti", komisja badająca przyczyny wypadku odnalazła dwie czarne skrzynki z rozbitej maszyny. Według wstępnych ustaleń, przyczyną katastrofy mogły być ptaki, które zostały wciągnięte do silnika samolotu i spowodowały jego uszkodzenie. Według "Wiesti", rzecznik prasowy ambasady Białorusi w Polsce Dmitrij Vybornov powiedział, że ciała pilotów mogą zostać przewiezione do Mińska jeszcze w poniedziałek.
Jest śledztwo ws. wypadku
W sprawie katastrofy Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła jeszcze w niedzielę śledztwo. - Prokuratorzy znajdują się obecnie na miejscu zdarzenia, kontynuują oględziny miejsca katastrofy - powiedział rzecznik prasowy naczelnego prokuratora wojskowego płk Jerzy Arytmiak. Trwają przesłuchania świadków wypadku, także przedstawicieli strony białoruskiej. Rzecznik podkreślił, że czynności prokuratorskie są ściśle skoordynowane z działaniami Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
W Radomiu żałoba
W Radomiu od północy obowiązuje dwudniowa żałoba. W niedzielę nie odbył się zaplanowany koncert, odwołano także poniedziałkowe imprezy.
Flagi na instytucjach państwowych w mieście opuszczono do połowy. W radomskiej cerkwi odprawiono mszę żałobną w intencji pilotów.
Prezydent Radomia apeluje do przedsiębiorców, organizujących różne imprezy, o godne uczczenie śmierci pilotów i zastosowanie się do zarządzenia o żałobie.
"Myśleliśmy, że to ewolucja"
Tymczasem świadkowie wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało. - Samolot nadleciał bardzo nisko. Chciał wykonać manewr, skręcił, a potem zawadził skrzydłem o ziemię i rozbił się - opowiada świadek wypadku, Dariusz. Su-27 spadł nieopodal jego działki w Małęczynie. Według jego relacji, Su-27 natychmiast stanął w płomieniach, a w powietrze poszła wielka chmura dymu.
- Gdy samolot zaczął spadać, myśleliśmy, że to ewolucja - przyznaje inny świadek wypadku. - Ale potem usłyszeliśmy wielki huk, dym i ogień - dodaje.
"Każdy chciał zobaczyć, co się stało"
- Natychmiast przybiegli ludzie, a zaraz potem służby: żandarmeria, policja, pogotowie ratunkowe. Ale nie było co ratować - mówi Dariusz. Przyznaje, że służby miały kłopoty z dojechaniem na miejsce wypadku, bo zaalarmowani hukiem i wybuchem ludzie zablokowali drogę. - Każdy chciał na własne oczy zobaczyć, co się stało - opowiada świadek.
Mieszkańcy domów w pobliżu których spadł samolot, przez kilka godzin byli pozbawieni prądu. Spadając, Su-27 zawadził bowiem o linię energetyczną, odcinając dopływ elektryczności.
Źródło: TVN24, Wiesti, PAP
Źródło zdjęcia głównego: internauta