- Dopóki nie ma jasnych zarzutów prokuratorskich w Polsce obowiązuje zasada domniemania niewinności. Z tego właśnie powodu zamieszanie wokół Krzysztofa Grzegorka nie jest dla mnie powodem, dla którego Ewa Kopacz powinna podawać się do dymisji – mówił w „Kropce nad I” były minister zdrowia Zbigniew Religa.
Fakt, że były już wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek podejrzany jest o przyjęcie przynajmniej 20 tys. złotych łapówki nie jest dla ministra zdrowia w rządzie PiS wystarczającym powodem, aby minister Ewa Kopacz musiała ustępować ze stanowiska. Zbigniew Religa, który był gościem Moniki Olejnik w "Kropce nad I", uważa, że nikt nie ma prawa być publicznie piętnowany na podstawie dziennikarskich doniesień i przecieków ze śledztwa.
- W Polsce obowiązuje przecież zasada domniemania niewinności. Wszystkim nam powinno zależeć na jej przestrzeganiu - przypomina Religa. Zgodnie z tą zasadą, były minister w dalszym ciągu broni też Jarosława Pinkasa - swojego byłego współpracownika z Instytutu Kardiologii. Chociaż ciążą na nim zarzuty korupcyjne, Religa powtarza, że w winę swojego byłego podopiecznego nie wierzy.
Uwaga na koszyk
Były minister nie chciał jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy są jakieś inne powody uzasadniające ewentualną dymisję obecnej minister zdrowia. – Tę sprawę pozostawiam pani minister i premierowi, bo jako szef rządu jest on odpowiedzialny za to, co się dzieje w ministerstwie. Dziś główny problem polega na tym, że wcześniejsze słowa Kopacz rozmijają się z tym, co dzieje się teraz – mówił Religa.
Były szef resortu zdrowia przestrzega też obecną minister, aby nie rezygnowała z przygotowanego jeszcze przez poprzedni rząd, koszyka świadczeń gwarantowanych: - To byłby straszny błąd - podkreślał poseł PiS, dodając, że "system opieki zdrowotnej bez określenia tego, co się należy w ramach składki, nie ma prawa istnieć".
"NIE" obowiązkowemu przekształceniu
Były szef resortu krytycznie odniósł się też do propozycji PO, zgodnie z którą wszystkie szpitale miałyby obowiązek przekształcania się w spółki handlowe. - Jest wiele szpitali niezadłużonych, które nie potrzebują takiego przekształcenia - na przykład warszawski Instytut Kardiologii. Nie widzę sensu takiej "obowiązkowości" - zaznacza były minister.
"Bez pieniędzy się nie da"
Religa konsekwentnie powtarza też, że do naprawy polskiej służby zdrowia może dojść tylko wtedy, jeśli podwyższona zostanie składka zdrowotna. – Bez tego nie uzyskamy magicznego progu sześciu procent PKB, które miałoby trafić na służbę zdrowia. Żeby skutecznie oddłużyć szpitale trzeba dać im oddech – rozłożyć spłacanie długów na 20 lat. Ale do tego potrzeba więcej pieniędzy. Bez nich się nie da – tłumaczył Religa.
Zapytany, czy żałuje którejś ze swoich decyzji, podejmowanych z wysokości fotela szefa resortu zdrowia, Religa bez namysłu odpowiada, że „nie”. – Jedyne czego żałuję, to tego, że przestałem być ministrem. Zabrakło mi tych dwóch lat. Gdybym został na stanowisku, to dziś prawdopodobnie mielibyśmy już koszyk świadczeń gwarantowanych - przekonywał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24