Wezwała pogotowie do chorej matki, ale karetka miała problem z dojazdem. Dyspozytorka poprosiła więc kobietę, by sama reanimowała chorą. Córka spanikowała, a matka zmarła, zanim pogotowie przebiło się przez korki.
- Proszę szybko pogotowie. – Proszę nie krzyczeć .– Ale traci przytomność! - Oddycha ta osoba? – NIE! - Porusza się? – TAK – to zapis rozmowy nagranej w dyspozytorni łódzkiego pogotowia. Kobieta, która dzwoniła, była wyraźnie przerażona. Dyspozytorka starała się ją uspokoić i skłonić do podjęcia reanimacji. Karetka utknęła w korku, a w przypadku problemów z krążeniem nawet niefachowa próba może uratować życie.
- To jest konieczne, żeby chory miał szanse przeżyć ten pierwszy moment – wyjaśnia dyspozytorka Zofia Kołacz. Jednak czasem, jak w tym przypadku, emocje są zbyt silne, by działać racjonalnie. Choć dyspozytorka wyjaśniła, jak podjąć reanimację, kobieta nie potrafiła tego zrobić.
"Miała pani uciskać, nie krzyczeć"
- Trzeba położyć na plecach tę osobę, głowę odwieść do tyłu, ułożyć ręce na środku klatki piersiowej, wyprostowane w łokciach, 30 uciśnięć. - Nie, ja tego nie umiem zrobić. - Miała pani uciskać klatkę piersiową, a nie krzyczeć, żeby chora oddychała. - Ale ona wymiotuje – to kolejny fragment nagrania.
Nie udało się. Matka kobiety, która wzywała pogotowie, zmarła przed przybyciem karetki. A córka, która nie udzieliła pomocy, uważa, że zawinili lekarze. - Mam pretensje, że pogotowie jechało 20 minut i mam pretensje, że wymuszano na mnie reanimację, a ja nie potrafię – mówi „Faktom” TVN.
Reanimacja przez telefon
Według kierownictwa łódzkiego pogotowia te pretensje są nieuzasadnione, a instrukcje telefoniczne to normalna procedura, gdy są problemy z dojazdem karetki. – Nasi pracownicy są szkoleni nie tylko z ratownictwa, ale i z udzielania pomocy przez telefon – mówi szef biura wezwań łódzkiego pogotowia ratunkowego Paweł Goździk.
A za nieudzielanie pomocy lub odmowę jej udzielenia grozi odpowiedzialność karna.
Źródło: "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN