Oczywistym jest, że taka informacja powinna wpływać do najważniejszych przedstawicieli państwa polskiego dużo wcześniej. Efektem tego działania było bardzo duże niezadowolenie pana prezydenta Andrzeja Dudy - mówił w Radiu Zet szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz, odnosząc się do przepływu informacji w sprawie incydentu w Zamościu pod Bydgoszczą, gdzie w grudniu spadła rakieta, o czym prezydent dowiedział się dopiero w kwietniu. - Mieliśmy do czynienia z sytuacją niepożądaną, trzeba się jej przyjrzeć, trzeba ją skontrolować i jeżeli są jacyś winni, to z całą pewnością będą pociągnięci odpowiedzialności - dodał.
Prezydent Andrzej Duda zwołał na czwartek naradę w związku z przygotowaniami do szczytu NATO, który ma się odbyć w Wilnie w dniach 11-12 lipca. Jak przekazał szef BBN Jacek Siewiera, prezydent zaprosił na naradę m.in. wicepremiera, szefa MON Mariusza Błaszczaka, szefa MSZ Zbigniewa Raua, ambasadora Polski przy NATO Tomasza Szatkowskiego oraz szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generała Rajmunda Andrzejczaka i dowódcę operacyjnego rodzajów sił zbrojnych generała broni Tomasza Piotrowskiego.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz w rozmowie w Radiu Zet w czwarek rano podkreślił, że prezydent takie rozmowy prowadzi regularnie. - Głównym tematem jest przygotowanie do szczytu NATO w Wilnie, który jest za kilka tygodni: na jakim etapie jesteśmy, gdzie zmierzamy, jakie są nasze dalsze cele - wymieniał.
Przydacz o "bardzo dużym niezadowoleniu prezydenta"
Prowadzący rozmowę stwierdził, że oczywiste jest, że rozmowa będzie dotyczyła także sprawy rakiety, która spadła 16 grudnia pod Bydgoszczą, a naprzeciw siebie siądą generałowie Andrzejczak i Piotrowski oraz szef MON, którzy w tej sprawie zabierali głos. Przydacz został zapytany, czy prezydentowi uda się pogodzić zwaśnione strony.
- W interesie państwa polskiego jest to, żeby wszystkie instytucje działały jak najlepiej - zarówno armia, Wojsko Polskie, jak i cywilny nadzór nad armią - powiedział minister. - Ta rozmowa dzisiaj na pewno będzie dotyczyć tej sytuacji, bowiem - jak wiemy - jest tam jeszcze parę tematów do wyjaśnienia, do przedyskutowania i pan prezydent chce też taką rolę odgrywać, w której Pałac Prezydencki czy Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest miejscem, gdzie można spokojnie usiąść, w bezpiecznych warunkach przedyskutować i wymienić się także swoimi opiniami - dodał.
- Mieliśmy do czynienia z sytuacją niepożądaną, trzeba się jej przyjrzeć, trzeba ją skontrolować i jeżeli są jacyś winni, to z całą pewnością będą pociągnięci odpowiedzialności, ale nie można zamykać oczu na to, że są pewne procedury, które w stu procentach nie zadziałały i to trzeba poprawić, także na poziomie NATO-wskim, bo to też było przedmiotem rozmowy pana prezydenta z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem generalnym NATO - mówił.
Szef BPM był pytany, czy prezydent spotkał się z szefem MON po konferencji prasowej, na której zarzucił on gen. Piotrowskiemu, że naruszył procedury i go nie poinformował. - Spotkanie było, według mojej wiedzy, już po tej konferencji. Pan premier Błaszczak był w Pałacu Prezydenckim, rozmawiał z prezydentem. Nie byłem przy tej rozmowie - dodał. Przyznał, że rozmowa była dość długa. - Ta rozmowa była konstruktywna i prowadząca do ważnych wniosków z perspektywy bezpieczeństwa - powiedział.
W Radiu Zet padło też pytanie dotyczące terminu, w którym prezydent miał zostać poinformowany. Przydacz przypomniał, że BBN wydało komunikat, że był to kwiecień. Dopytywany, czy to normalne, że zwierzchnik sił zbrojnych dowiaduje się o sprawie dopiero w kwietniu, odparł, że "efektem tego działania było - mówiąc najbardziej dyplomatycznie - bardzo, bardzo duże niezadowolenie pana prezydenta z faktu przekazania tej informacji w tym momencie". - Oczywistym jest, że taka informacja powinna wpływać do najważniejszych przedstawicieli państwa polskiego dużo, dużo wcześniej - dodał.
Źródło: PAP