Michał wytatuował sobie na klatce piersiowej głowę swojego ukochanego owczarka niemieckiego. Tatuaż miał przykryć bliznę po mastektomii. O tym, że choruje na raka piersi, dowiedział się w Międzynarodowym Dniu Kobiet, 8 marca 2011 roku.
Michał śmieje się, że działa w "mafii trójmiejskiej". I jest tam "rodzynkiem", bo oprócz niego "mafia" liczy ponad trzydzieści kobiet. Spotykają się, by porozmawiać i pomóc sobie nawzajem w chorobie. Czy Michała krępuje to, że jest jedynym mężczyzną w onkologicznej grupie wsparcia? Zupełnie nie. Koleżanki dobrze go przyjęły. Nazywają go "bratem od cycka". Opowiadają mu o tym, jakie ostatnio przeszły badania i o tym, że kupiły sobie specjalne biustonosze z kieszonkami, przeznaczone dla kobiet po mastektomii.
"Orzeszek". Tak z kolei mówi na siebie Henryk. - Na chemioterapii byłem takim "orzeszkiem". Na 8 stanowisk, przy których podawano chemię, byłem jedynym mężczyzną. Pozostałe stanowiska zajmowały panie - opowiada Henryk, który najpierw przeszedł chemioterapię, a potem operację usunięcia piersi i pachowych węzłów chłonnych.
Po mastektomii jest również Adrian. Jak mówi, jak najszybciej "chciał się tego pozbyć ze swojego ciała". O raku myślał jak o wyroku śmierci. - Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że nowotwory, wcześnie wykryte, są wyleczalne - zaznacza dzisiaj.
Ale żeby wcześnie wykryć nowotwór, trzeba mieć świadomość, że taki nowotwór może wystąpić. A o raku piersi w kontekście mężczyzn mówi się niezwykle rzadko.
Ma to oczywiście związek z liczbą zachorowań. Jak podaje kierownik Krajowego Rejestru Nowotworów, dr hab. n. med. Joanna Didkowska, mężczyźni chorują około 100 razy rzadziej na nowotwory piersi niż kobiety. - W polskiej populacji występuje rocznie około 150 zachorowań na raka piersi u mężczyzn, co oznacza, że jeden na 125 tysięcy mężczyzn zachoruje na raka piersi - tłumaczy dr Didkowska.
"Gdybym sam nie wyczuł tego guzka, tobyśmy dziś nie rozmawiali"
Michał ma 56 lat. Pracuje jako inżynier mechanik samochodowy. Raka piersi pokonał już dawno temu, ale strach o to, że nowotwór kiedyś powróci, pozostawał w nim przez długi czas. Jego walka z chorobą rozpoczęła się w grudniu 2010 roku. Michał miał wtedy 44 lata.
- Gdy myłem się pod prysznicem, wyczułem w prawej piersi guzka. Wyglądało to trochę jak pryszcz. I nie znikało przez kilka miesięcy. Więc poszedłem do znajomej lekarki, żeby zobaczyła, co to jest. Stwierdziła, że jej się to nie podoba i wysłała mnie do onkologa - wspomina.
Michał najpierw przeszedł badanie USG piersi, później - biopsję gruboigłową. O tym, że ma raka piersi, dowiedział się w Międzynarodowym Dniu Kobiet, 8 marca 2011 roku.
- Było to dla mnie wielkim szokiem. Na szczęście wszystko odbyło się na tyle szybko, że nie zdążyłem "zachorować głową" - opowiada.
W jego przypadku można mówić o szczęściu w nieszczęściu. W nieszczęściu, bo dla wielu osób rak wciąż brzmi jak wyrok. W szczęściu, bo został zdiagnozowany we wczesnym stadium. - Gdybym sam nie wyczuł tego guzka, to myślę, żebyśmy dziś nie rozmawiali - zaznacza Michał.
To jest taki strzał, informacja, która zwala z nóg
Był styczeń 2021 roku. Adrian miał wtedy 34 lata. To wtedy zauważył u siebie pierwsze niepokojące objawy. - To było takie zgrubienie niewielkich rozmiarów, porównywalne do główki od szpilki. Znajdowało się pod skórą, w klatce piersiowej. Wyczułem je palpacyjnie - wspomina Adrian. - Byłem trochę wyczulony na tym punkcie, bo od młodzieńczych lat chorowałem na ginekomastię - dodaje. Ginekomastia to przerost gruczołu piersiowego u mężczyzn, to znaczy rozrost tkanek w obrębie samej piersi i brodawek sutkowych. Może być spowodowany nieprawidłową gospodarką hormonalną, a także przyjmowaniem niektórych leków (np. stosowanych w leczeniu niepłodności, nadciśnienia, grzybicy, wrzodów żołądka i innych dolegliwości gastrycznych) czy anabolików (chociażby przez kulturystów). - W wieku 25 lat zdecydowałem się na usunięcie przerostu gruczołu piersiowego. Materiał z gruczołu z obu piersi został wysłany do badania histopatologicznego. I już wtedy to badanie wykazało zmiany atypowe w lewej piersi - tłumaczy.
Od tej pory Adrian regularnie robił USG piersi. Przez długi czas nic niepokojącego się nie działo. Aż pewnego dnia wyczuł w lewej piersi guzek.
- Pierwsza diagnoza była taka, że jest to kaszak - wspomina Adrian. Kaszak to torbiel wielkości od kilku milimetrów do kilku centymetrów, zlokalizowana w okolicach mieszków włosowych lub gruczołów łojowych. "Kaszak" jednak coraz bardziej się powiększał, dlatego Adrian zdecydował się na dalsze badania. Na USG piersi, dołów pachowych, jamy brzusznej, jąder, prostaty, morfologię krwi, tomografię klatki piersiowej i badania PET (pozytronowa tomografia emisyjna, która pozwala ocenić procesy metaboliczne zachodzące w organizmie).
No i diagnoza: rak piersi. Adrian: - To jest taki strzał, informacja, która zwala z nóg.
- Ja myślałem, że rak to jest wyrok śmierci. Mój strach był związany z myślą, że nowotwór równa się śmierć. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że nowotwory wcześnie wykryte są uleczalne - przyznaje mężczyzna.
Adrian jest zodiakalnym strzelcem. Jak mówi - wszędzie go pełno i ma w głowie mnóstwo pomysłów. Śmieje się, że 99 procent z nich przeważnie nie udaje mu się zrealizować. Na co dzień wraz z żoną mieszka w Poznaniu. Z zawodu jest architektem, chociaż w ostatnim czasie próbuje swoich sił także w branży reklamowej.
Ciężko coś takiego przyjąć
Henryk ma 79 lat. W przeszłości był elektrykiem. Dziś - jak mówi - prowadzi zwykłe życie emeryta. Pójdzie po zakupy, na wizytę do lekarza. Czasem wyjedzie na działkę do Buska-Zdroju, w końcu z Krakowa, jego rodzinnego miasta, to niedaleko. Henryk niedawno przeszedł operację usunięcia piersi i pachowych węzłów chłonnych. A wszystko zaczęło się pod koniec zeszłego roku. - Zauważyłem guzek w lewej piersi - zaczyna Henryk.
Guzek od razu go zaniepokoił. - W związku z moim wiekiem przez dziesięć ostatnich lat przyjmowałem przepisany przez urologa lek - mówi Henryk. Preparat stosowany jest w celu zmniejszenia powiększonego gruczołu krokowego i poprawy przepływu moczu. - Skojarzyłem, że tam, w ulotce, w działaniach niepożądanych, było napisane, że lek w rzadkich przypadkach może powodować raka piersi. I w przypadku zauważenia u siebie jakichkolwiek zmian - jak guzki, bolesność czy powiększenie piersi - trzeba zgłosić się do lekarza - dodaje Henryk, który od razu udał się do lekarki pierwszego kontaktu.
- Skierowała mnie na biopsję. Biopsja wykazała, że jest to nowotwór - wspomina 79-latek.
- Ciężko coś takiego przyjąć. Emocje są duże - przyznaje mężczyzna, który w czasie leczenia korzystał z pomocy psychologicznej. Ta, jak podkreśla, pomogła mu przyjąć diagnozę z większym spokojem.
Objawy
- Objawy kliniczne raka piersi u mężczyzn są podobne jak u kobiet. Podstawowym objawem jest obecność guza w piersi, a w przypadku przerzutów raka piersi do węzłów pachowych - powiększone węzły chłonne. Najczęściej guz jest wyczuwalny przez pacjenta w postaci stwardnienia w okolicy zabrodawkowej, nierzadko z zaciąganiem brodawki lub jej owrzodzeniem. Może też pojawić się krwisty lub bezbarwny wyciek z brodawki sutkowej - tłumaczy dr n. med. Elżbieta Marczyk, specjalistka chirurgii ogólnej i chirurgii onkologicznej z Kliniki Chirurgii Onkologicznej Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie.
- Guzka o wiele łatwiej jest wykryć u mężczyzny niż u kobiety, bo jest on szybko zauważalny. Natomiast ten objaw jest dość często pomijany ze względu na brak świadomości, że taka choroba może w ogóle u mężczyzn wystąpić. W związku z tym mężczyźni zgłaszają się do lekarza później niż kobiety. Bo po prostu nie wiążą tego z faktem, że to może być rak piersi - opowiada doktor Monika Nowaczyk, onkolożka i dyrektorka Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku.
Dlatego tak ważna jest świadomość, że rak piersi może dotknąć również mężczyzn. Bo świadomość pozwala zachować większą czujność i w porę pójść do lekarza. A szczególnie uważni w kwestii swojego zdrowia powinni pozostać mężczyźni znajdujący się w tzw. grupie ryzyka, czyli najbardziej narażeni na potencjalne zachorowanie na nowotwór piersi.
- Czynniki ryzyka zachorowania na raka piersi możemy podzielić na czynniki genetyczne i środowiskowe - opisuje dr n. med. Elżbieta Marczyk. - Czynniki genetyczne to przede wszystkim mutacje w genie BRCA2, ale także obecność mutacji w genach BRCA1, CHECK 2 PALP2. Z kolei do czynników środowiskowych zaliczamy przebyte leczenie antyandrogenowe w przebiegu raka prostaty, zaburzenia w równowadze hormonalnej estrogenów i testosteronu w przypadku chorób jąder i wątroby czy radioterapię stosowaną w leczeniu choroby Hodgkina (rzadko występującego nowotworu krwi) - wylicza dr n. med. Elżbieta Marczyk.
A dr Monika Nowaczyk dodaje: - Często też mówi się, że czynnikiem zwiększającym ryzyko nowotworu piersi u mężczyzn jest ginekomastia, czyli przerost gruczołu piersiowego spowodowany przyjmowaniem niektórych leków i sterydów.
- Trzeba też pamiętać, że ryzyko zachorowania na nowotwór piersi wzrasta wraz z wiekiem. Najbardziej narażeni będą mężczyźni po 60. roku życia - podkreśla lekarka. - Są też populacje, u których częściej występuje rak piersi. Do takich populacji należą Żydzi aszkenazyjscy. Badania wskazują, że u nich częściej pojawiają się mutacje genetyczne zwiększające ryzyko zachorowania na raka piersi - uzupełnia.
Nie bez znaczenia pozostaje również prowadzony przez daną osobę styl życia. Wysoki status socjoekonomiczny, otyłość, nadużywanie alkoholu czy brak aktywności fizycznej zwiększają ryzyko wystąpienia nowotworu piersi u mężczyzny.
Leczenie
- Leczenie raka piersi u mężczyzn jest bardzo podobne jak u kobiet. Jeżeli zmiana jest operacyjna, to zaczyna się od zabiegu operacyjnego, czyli amputacji piersi. Nie praktykuje się leczenia oszczędzającego. A w późniejszych etapach wprowadza się leczenie systemowe z przewagą hormonoterapii. U mężczyzn zmagających się z rakiem piersi częściej stosuje się hormonoterapię niż chemioterapię. Natomiast jeśli zmiana jest nieoperacyjna, a choroba zaawansowana, to leczenie systemowe wprowadza się najpierw, żeby tę zmianę zmniejszyć i móc ją zoperować -tłumaczy doktor Monika Nowaczyk.
Kolejność i dobór metod leczenia zależą zatem od stopnia zaawansowania zmiany nowotworowej, ale także od podtypu biologicznego raka i od ogólnego stanu zdrowia pacjenta.
U Michała, Adriana i Henryka to leczenie przebiegało inaczej. Ale każde przyniosło pozytywny finał.
"Wiedziałem, że to się nazywa 'łyżeczka do herbaty', ale nie potrafiłem tego powiedzieć"
Michał przeszedł operację usunięcia piersi w Szpitalu Morskim im. PCK w Gdyni. Ale to nie był koniec walki z chorobą. Michała czekało jeszcze sześć cykli wlewów chemioterapii. - Do trzeciej chemii właściwie nic większego się nie działo. Ale czwarta, piąta… A szósta to już w ogóle położyła mnie na łopatki na prawie miesiąc czasu - wspomina mężczyzna. - Bardzo kiepsko tę chemię przyjmowałem. Czułem się trochę jak woskowa lalka. Już po pierwszej wlewce straciłem prawie całe owłosienie. Najgorsza była utrata nie włosów, ale brwi i rzęs. Nie panikowałem, bo wiedziałem, że one odrosną. Ale wyglądało to okropnie - przyznaje.
- Miałem też problemy ze znajdywaniem słów. Wiedziałem, że to się nazywa "łyżeczka do herbaty", ale nie potrafiłem tego słowa użyć. Nie potrafiłem go wypowiedzieć. Miałem straszne kłopoty z pamięcią. Teraz już jest w porządku. Ale dwa lata zajęło, zanim wróciłem do normalnego funkcjonowania i pracy na stanowisku, na którym pracuję - opowiada Michał.
"Chciałem jak najszybciej pozbyć się tego ze swojego ciała"
- Lekarze przedstawiali mi dwie ścieżki. To znaczy najpierw leczenie systemowe, czyli chemioterapia, a później operacja. Albo najpierw operacja, a potem leczenie uzupełniające. Ale ja bardzo chciałem pozbyć się tego ze swojego ciała, bo najtrudniej było mi poradzić sobie psychicznie ze świadomością, że mam raka w sobie - opowiada Adrian. Dlatego zdecydował się na możliwie jak najszybszą amputację piersi.
- U kobiet często stosuje się tak zwane leczenie oszczędzające. W moim przypadku nie było co oszczędzać. Ta tkanka piersiowa i gruczoł piersiowy u mężczyzny są niewielkie. Więc w moim przypadku było wiadomo, że to wszystko trzeba wywalić - mówi Adrian.
I tak, 19 lutego, Adrian pojechał do szpitala w Zielonej Górze na amputację piersi. Jak mówi dzisiaj - sam zabieg to był "pikuś". Dużo trudniejsze było samo oczekiwanie na operację. Po mastektomii u Adriana wprowadzono leczenie uzupełniające w postaci hormonoterapii, a dokładniej w postaci leku o nazwie Tamoksyfen.
Czerwony diabeł
U Henryka leczenie przebiegało inaczej niż u Adriana i Michała. Zaczęło się od tzw. czerwonej chemioterapii, nazywanej niekiedy przez pacjentów "czerwonym diabłem" ze względu na związane z nią obciążenia dla organizmu. Czerwona chemioterapia polega na dożylnym podawaniu doksorubicyny lub ebirubicyny - substancji o charakterystycznej, czerwonej barwie. Wlewy mają na celu zaatakowanie komórek nowotworowych i tym samym uniemożliwienie im namnażania się w obrębie zmiany chorobowej.
- Chemia była najtrudniejsza. Nie mogłem spać. Miałem problemy żołądkowe. Musiałem zażywać środki ziołowe, żeby w ogóle móc skorzystać z toalety. Z kolei kobiety skarżyły się na biegunki. Pojawiły się też problemy z ciśnieniem, które zostały do tej pory - wspomina Henryk.
Chemioterapia, mimo że mocno wyniszczająca dla organizmu, przyniosła pożądane rezultaty. - Po chemioterapii guzek całkowicie zniknął z piersi. Jednak dla pewności lekarze zalecili jeszcze operację - mówi Henryk.
Pod koniec sierpnia przeszedł amputację piersi. Wycięto mu także pachowe węzły chłonne. Przed nim jeszcze radioterapia.
Tatuaż z owczarkiem niemieckim
Rak piersi pozostawia po sobie blizny. Zarówno te psychiczne, emocjonalne, jak i te widoczne gołym okiem, bardziej namacalne, bo wyryte w ciele. Pytam moich rozmówców, czy sama choroba i związana z nią amputacja piersi, a w konsekwencji - blizna pooperacyjna, zmieniły sposób, w jaki postrzegają swoje ciało. Czy przez nią czują się mniej atrakcyjni, mniej pewni siebie? A może zdążyli się już do niej przyzwyczaić i traktują ją jako nieodłączną część swojego ciała i swojej historii?
"Przypominajka" jest utrwalona nie tylko w ciele. Adrian postanowił uwiecznić ją także przy pomocy obiektywu. - Troszkę interesuję się fotografią. Lubię robić zdjęcia. Oczywiście jestem w tym amatorem. Zawsze chciałem zrobić sobie sesję studyjną na pamiątkę. Po chorobie uznałem, że nie ma na co czekać. Znalazłem profesjonalnego fotografa, umówiłem się z nim i zrobiliśmy sesję - opowiada Adrian. - Jej efekty bardzo mi się spodobały. Uznałem, że może warto byłoby wysłać zdjęcia wraz ze zgłoszeniem do agencji reklamowej. I tak też zrobiłem. Fotografie stały się częścią mojej opowieści o chorobie. Cieszę się, że mogą przyczynić się do zwiększenia świadomości o nowotworze piersi wśród mężczyzn. Zresztą nie tylko o tym nowotworze i nowotworach w ogóle, ale też o innych chorobach, które mogą spotkać każdego, niezależnie od płci, wieku i sposobu życia - mówi Adrian.
Henryk, zapytany przeze mnie o bliznę pooperacyjną twierdzi, że po amputacji pozostały mu po prostu "strupki". Większym problemem jest obrzęk limfatyczny, który powstał na skutek usunięcia pachowych węzłów chłonnych. W związku z tym Henryk regularnie musi chodzić do lekarza na tzw. odciąganie limfy, a także wykonywać masaże przedramienia w domu. Nie zmienia to jednak sposobu, w jaki postrzega swoje ciało.
U Michała blizna po amputacji sięgała od mostka po pachę. Czy przeszkadzała? Początkowo trochę tak. - Na bliźnie zrobiłem sobie wielki tatuaż. Przedstawia głowę psa. Mojego ukochanego owczarka niemieckiego - mówi Michał. - Odkąd mam ten tatuaż spotykam się raczej z ciekawością w kwestii samego tatuażu. Bo wcześniej, gdy jeszcze go nie miałem, to czy to na basenie, czy nad jeziorem, czy nad morzem, ludzie dziwnie się na mnie patrzyli - dodaje.
Kobiety po mastektomii często decydują się na zabieg rekonstrukcji piersi. Pytam moich rozmówców, czy kiedykolwiek rozważali taką opcję. Wszyscy odpowiadają, że nigdy o tym nie myśleli.
- Na pewno mężczyźni poświęcają mniej uwagi względom estetycznym niż kobiety, u których z powodu efektu kosmetycznego występuje poczucie obniżonej atrakcyjności. U mężczyzn niezwykle rzadko z powodu amputacji piersi występuje lęk przed utratą męskości - wyjaśnia doktor Elżbieta Marczyk.
"Kobieca" choroba
A czy sama choroba, kojarzona głównie z kobietami, jakoś wpływała na ich poczucie męskości? - Nigdy nie wstydziłem się z tego powodu. To jest choroba jak każda inna. I po prostu trzeba się wyleczyć - podkreśla Adrian. Chociaż "zabawnych" sytuacji w procesie leczenia nie brakowało.
- O tym, jak bardzo rzadko ten nowotwór jest diagnozowany u mężczyzn, świadczą wszelkie dokumenty, które musiałem wypełniać przed badaniami. Pytania w ankietach są sformułowane tak, jakby były kierowane do kobiet. Na przykład: "Czy wyczuła coś pani u siebie w piersi? Czy jest pani w ciąży?" A na dole: "Podpis pacjentki". Po prostu nie ma w systemie wdrożonego leczenia dla mężczyzn chorujących na raka piersi, bo tak rzadko się to zdarza - mówi Adrian. Zaznacza, że dalsza ścieżka postępowania była dokładnie taka sama jak w przypadku kobiet: zlecono mi te same badania, jakie zleca się kobietom, gdy podejrzewa się u nich nowotwór piersi.
- Na chemioterapii byłem takim "orzeszkiem". Na osiem stanowisk, przy których podawano chemię, byłem jedynym mężczyzną. Pozostałe stanowiska zajmowały panie - wspomina Henryk. - Raz tylko przyszedł taki drugi, u którego też zdiagnozowano raka piersi - dodaje. Ale i u Henryka bycie "orzeszkiem" nie powodowało wstydu, a raczej wiązało się ze strachem i z niepewnością, co będzie dalej.
Podobnego zdania jest też Michał. - Nie był to dla mnie żaden wstyd. Może przez to, że zetknąłem się z bardzo dobrymi lekarzami. Od lekarza rodzinnego, poprzez lekarkę, która robiła USG, aż po onkologów - przyznaje. Ale jednocześnie zaznacza, że zna mężczyzn, dla których taka diagnoza była trudna do przyjęcia. - W męskim wydaniu ten rak nie przechodzi przez gardło. "Ja taki wielki, ja taki potężny, ja taki silny i mam raka?" Niestety jest to błędne podejście do życia. Bo przecież, jak szybko się tę diagnozę usłyszy, to jest możliwość wyleczenia - zauważa.
A jak reagowało otoczenie na informację o raku piersi? Czy było świadome tego, że nowotwór piersi może wystąpić także u mężczyzny?
- "Ty masz raka piersi? Przecież to jest niemożliwe" - takie słowa usłyszałem z ust swoich znajomych - mówi Michał. - Też zetknąłem się z takimi słowami jak: "Masz raka? To już nie powinieneś żyć". Choroba zweryfikowała grono moich przyjaciół - dodaje.
Michał w czasie choroby stracił kilku znajomych. Ale zyskał nowych. Takich, którzy wspierali go w tej drodze i dobrze rozumieli, przez co przechodzi.
"Mafia trójmiejska" i "brat od cycka"
Michał śmieje się, że działa w "mafii trójmiejskiej". I jest tam rodzynkiem, bo oprócz niego "mafia" liczy ponad trzydzieści kobiet. Spotykają się i rozmawiają o chorobie, o rodzinie, o wszystkim na dobrą sprawę. I wspierają się. Michała nie krępuje to, że jest jedynym mężczyzną w tym onkologicznym gronie. Został przez nie bardzo dobrze przyjęty. Co więcej, jego koleżanki nazywają go "bratem od cycka". Opowiadają mu o tym, jakie badania przeszły. I o tym, że kupiły sobie specjalne biustonosze z kieszonkami na wypełniacze, przeznaczone dla kobiet po mastektomii.
Michał z zamiłowania jest żeglarzem. Od lat aktywnie działa w grupie ONKO-SAILING, która organizuje rejsy, zarówno po morzu, jak i po Mazurach, dla osób zmagających się z chorobą nowotworową. - Dzięki temu mogliśmy uczestniczyć w normalnym życiu. Zarówno w psychicznym, jak i fizycznym sensie. I popływać po Bałtyku można było, i pełnić wachty nocne, i pośpiewać, i pograć szanty. "Gdzie ta keja" i "Biała sukienka" to były nasze podstawowe szanty - opowiada z dumą.
- Ta grupa cały czas istnieje, ale mocno się skurczyła ze względu na odejście niektórych osób. Był taki rok, że uczestniczyłem w 14 pogrzebach znajomych. To było bardzo frustrujące i dobijające - przyznaje.
Jak wynika z danych Krajowego Rejestru Nowotworów, każdego roku w Polsce ponad 80 mężczyzn umiera na raka piersi. - Przeżywalność całkowita i bezobjawowa chorych na raka piersi mężczyzn jest nieco gorsza w porównaniu z przebiegiem raka piersi u kobiet. Ma na to wpływ rozpoznawanie choroby w bardziej zaawansowanym wieku i w większym stopniu zaawansowania choroby. To przekłada się na ograniczenie w możliwościach zastosowania pełnego leczenia (zwłaszcza uzupełniającego systemowego) - wyjaśnia dr hab. Joanna Didkowska.
Dlatego tak istotna jest świadomość, że nowotwór piersi dotyka również mężczyzn. Bo świadomość pozwala na szybkie podjęcie kroków i wdrożenie właściwej metody leczenia. A to znacznie zwiększa szansę na jego pozytywne rezultaty. I w konsekwencji - może uratować życie. Tak jak uratowało życie Michała, Adriana i Henryka.
Autorka/Autor: Ada Wiśniewska
Źródło: tvn24.pl