Kolejne kraje nie chcą polskiego drobiu i polskich jaj w obawie przed ptasią grypą. W poniedziałek wykryto jedenaste ognisko groźnego wirusa H5N8. Hodowcy liczą straty, ale liczą je też samorządy, które pomagają w likwidacji szkód. Tylko województwo lubelskie wyda na to około dziesięciu milionów złotych. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Na fermie pod Myśliborzem padło 600 indyków. Zabite musiały zostać wszystkie - ponad 22 tysiące.
- Działaniem podstawowym jest jak najszybsze pozbycie się ptaków. Następnie utylizacja ściółki, utylizacja paszy, mycie, dezynfekcja – wyjaśnia doktor Maciej Prost, zachodniopomorski wojewódzki lekarz weterynarii.
To pierwszy przypadek ptasiej grypy w województwie zachodniopomorskim. W całej Polsce jest już jedenaście ognisk wirusa H5N8. W poniedziałek na małej fermie gęsi w Wielkopolsce wykryto kolejne ognisko. Najwięcej przypadków odnotowano na Lubelszczyźnie.
"To jest poważne źródło dochodu dla państwa"
Występowanie wirusa ptasiej grypy wykryto w Polsce, na Węgrzech i Słowacji. Ale to nasz rynek najmocniej odczuje skutki H5N8, bo Polska jest największym producentem drobiu w Europie.
Na sytuację w naszym kraju reagują inne i wprowadzają zakaz importu drobiu znad Wisły. Niektóre państwa rezygnują z drobiu nie tylko ze skażonych rejonów, ale i z całej Polski. Obostrzenia dotyczą nie tylko mięsa, lecz także m.in. jaj, piór, puchu i pasz.
- Wartość polskiego eksportu mięsa drobiowego i produktów drobiowych szacowana jest na około cztery miliardy euro na rok. To jest poważne źródło dochodu dla państwa, ale przede wszystkim dla rolnictwa – mówi Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu.
Problem dotyka również hodowców i producentów, u których nie wykryto wirusa H5N8, a poprzez zakazy i obostrzenia ponoszą straty.
We wtorek problemem ma zająć się senacka komisja rolnictwa. Ministerstwo rolnictwa informuje, że straty w handlu mogą być znane dopiero za dwa miesiące.
Na razie liczone są straty związane z likwidacją ptasiej grypy w kraju. Wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie szacuje, że samorząd wyda na to około 10 milionów złotych.
Pieniądze idą między innymi na oczyszczanie skażonych ferm i rekompensaty dla hodowców, które i tak nie pokrywają ich strat w całości.
"Nie wpuszczamy na teren naszych ferm samochodów i osób postronnych"
- Zwiększyliśmy zabezpieczenia poprzez wprowadzenie odpowiednich rozwiązań technologicznych. Nie wpuszczamy na teren naszych ferm samochodów i osób postronnych. Każdy z nas robi to, co może, aby zabezpieczyć się przed negatywnymi skutkami tego zjawiska – mówi Andrzej Zadrużyński, dyrektor generalny Fermy Drobiu Mizgier.
To jednak bardzo trudne zadanie, bo wirusa przenoszą głównie dzikie ptaki. W województwie lubelskim znaleziono niedawno zakażonego H5N8 jastrzębia.
- Jeżeli ktoś zauważy gdzieś padłe ptaki, powinien z taką informacją zwrócić się natychmiast do służb miejskich – zwraca uwagę Agnieszka Muchla-Łagosz, rzeczniczka zachodniopomorskiego urzędu wojewódzkiego w Szczecinie.
O tym, co trzeba zrobić informuje między innymi Krajowa Rada Drobiarstwa: to przede wszystkim trzymanie drobiu w zamkniętym pomieszczeniu. Oznacza to z kolei koniec, przynajmniej na razie, z kurami z wolnego wybiegu.
Ważna jest też ścisła ochrona przed dzikim ptactwem nie tylko zwierząt, ale też paszy, którą są karmione. Do tego należy stosować podłoże, które łatwo można umyć – czyszczenie podłoża powinno być przeprowadzane często.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24