W kobiecej drużynie Ewy Kopacz miała rolę szczególną. Urzędnicy kancelarii premiera przyznają, że nawet w czasie ostrych wymian zdań z szefową rządu Iwona Sulik nie przestawała być "Iwonką". Kopacz broniła jej często, nawet w tak źle rozegranych PR-owo sytuacjach, jak sesja w "Vivie" z lokowanym produktem. Dlatego w PO mało kto Sulik zdążył polubić. I może już nie będzie miał szansy.
Do połowy tego tygodnia kariera Iwony Sulik przebiegała w prostej, wznoszącej linii. Sprawne wspinanie się po drabinie najbliższych współpracowników Ewy Kopacz Sulik zawdzięcza przede wszystkim oddaniu, jakie w jej pracy dostrzegała premier.
"Przyboczna" w żeńskiej drużynie
Według polityków Platformy bliskich Ewie Kopacz, to właśnie na oddaniu Sulik zaczęła budować zaufanie u szefowej rządu. W ostatnim czasie urosło ono tak bardzo, że niektórych urzędników kancelarii zaczęło to po prostu drażnić. Niektóre współpracowniczki pani premier z przekąsem mówiły o Sulik, że jeśli najbliższe grono kobiet wokół Kopacz porównać do harcerskiej drużyny żeńskiej, to rzeczniczka byłaby jej "przyboczną".
Nie jest wielkim sekretem, że była już rzeczniczka rządu nie miała z tego powodu w kancelarii zbyt wielu przyjaciół. - Owszem, współpracownicy liczyli się z jej zdaniem, bo wiadomo było, że ma wielki posłuch u samej Kopacz. Ale sytuacje, kiedy nawet w czasie ostrych wymian zdań z szefową była przez nią nazywana "Iwonką" przypominały wszystkim, że walka o względy u Kopacz jest nierówna - opisuje jedna z działaczek PO.
Taka sytuacja miała miejsce ostatnio przy okazji sesji zdjęciowej w magazynie "Viva!". Magazyn w grudniu opublikował zdjęcia premier, podając informacje m.in. o markach ubrań, w których wystąpiła szefowa rządu. "Iwonka" pozostała wtedy "Iwonką", a przewodnicząca PO (formalnie "p.o." - red.) winę wzięła na siebie i tłumaczyła, że w jej pozowaniu nie było "złych intencji".
Dobre ucho i dziennikarski język
Przed objęciem stanowiska rzeczniczki rządu Sulik większe wpadki się nie zdarzały. A z Kopacz współpracowała bardzo blisko od 2011 r., kiedy to została rzeczniczką Marszałka Sejmu. I chociaż formalnie odpowiedzialna była przede wszystkim za organizację konferencji prasowych, to dla Kopacz pozostawała kimś znacznie cenniejszym - osobistą doradczynią w kwestiach wizerunkowych. To właśnie dla tej pozycji zrezygnowała wcześniej z kariery w telewizji, która zresztą też układała się nie najgorzej.
Doświadczenia wyniesionego z pracy w mediach Sulik nie można odmówić. Po studiach na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego od razu weszła do zawodu. Pracowała w Telewizyjnym Kurierze Warszawskim, później w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym, publicznej "dwójce" - gdzie m.in. relacjonowała obrady Sejmu - i TVP Info. Przeszła całą "telewizyjną" ścieżkę kariery - od reportera do wydawcy programów informacyjnych i publicystycznych.
Znała realia pracy w mediach i dlatego - już później - nawiązywanie dobrych kontaktów z dziennikarzami przychodziło jej łatwo. Czasami zdarzało jej się powiedzieć coś "na ucho", w zaufaniu. I najczęściej zarówno ona, jak i jej szefowa, wychodziły na tym bardzo dobrze.
Dymisja
Iwona Sulik poinformowała w czwartek, że złożyła dymisję ze stanowiska rzecznika rządu. Jak wyjaśniła, "nie chce stawiać premier Ewy Kopacz w trudnej sytuacji". "Złożyłam dymisję, nie mam sobie nic do zarzucenia, ale nie chcę stawiać pani premier Ewy Kopacz w trudnej sytuacji w związku z artykułem w 'Fakcie'" - powiedziała Sulik.
"Fakt" napisał w czwartek, że rzeczniczka rządu Iwona Sulik w 2014 r., pracując w gabinecie marszałek Sejmu Ewy Kopacz, prowadziła szkolenia z występów medialnych dla opozycji. "Osobiście szkoliła m.in. posła Przemysława Wiplera. Szkolenia dla polityków opozycji organizował inny doradca Kopacz! To Adam Piechowicz zatrudniony wówczas jako jej asystent" - napisał dziennik.
Premier Kopacz przyjęła dymisję.
Autor: ŁOs/ja / Źródło: tvn24.pl