"Jarosław R. wrócił zdenerwowany z pracy. Miał zadać dziecku silny cios w brzuch. (...) Od tego dnia, przez trzy kolejne, chłopiec przeżywał męczarnie" - czytamy w akcie oskarżenia przeciwko rodzicom 1,5-letniego Szymona. Kolejne uderzenie pięścią w brzuch trzeciego dnia, według ustaleń biegłych, bardzo przyspieszyło śmierć chłopca. Jego ciało znaleziono w stawie pod Cieszynem. Dziś rozpoczął się proces rodziców chłopca, którzy zostali oskarżeni o doprowadzenie do jego śmierci.
Sprawą zajmuje się Sąd Okręgowy w Katowicach. O dokonanie zbrodni, do której doszło w lutym 2010 roku w Będzinie, prokuratura oskarżyła rodziców dziecka: 41-letnią Beatę Ch. i jej konkubenta 42-letniego Jarosława R. Akt oskarżenia trafił do sądu w czerwcu tego roku. Śledztwo w sprawie śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej. Proces będzie prowadzony w gmachu sądu przy ul. Koszarowej - tym samym, gdzie toczył się proces Katarzyny W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy.
Zirytowany płaczem
Przed rozpoczęciem przewodu sądowego sąd zdecydował o niewyłączaniu jawności procesu, o co wnioskowali obrońcy Beaty Ch. mec. Michał Ergietowski oraz Jarosława R. mec. Andrzej M. Herman, uzasadniając to m.in. dobrem pozostałych dwóch córek oskarżonych, które obecnie mają 4 i 7 lat. Prokuratura, tworząc akt oskarżenia, za wiarygodne uznała większość wyjaśnień oskarżonej. Według niej 24 lutego 2010 r. Jarosław R. zirytował się płaczem chłopca i uciszał go brutalnie trzymając dłonią za twarz, a potem wypchnął Beatę Ch. z pokoju każąc jej zająć się jedną z córek. Wieczorem kobieta zauważyła siniaki na ciele chłopca. Z kolei Jarosław R. utrzymywał, że to Beata Ch. uderzyła wówczas ich syna, a potem kopnęła i nadępnęła na jego brzuch. Prokuratura uznała, że 24 lutego Jarosław R. uderzył Szymona w brzuch, czego następstwem okazało się pęknięcie jelita cienkiego. Chłopczyk umierał przez trzy dni. Jego stan stopniowo pogarszał się. Wskutek rozwijającego się zapalenia otrzewnej gorączkował, wymiotował, miał objawy dolegliwości bólowych, biegunkę, nie przyjmował też pokarmu i nie chciał zmieniać przyjmowanej pozycji embrionalnej. W efekcie obrażeń i zakażenia organizmu doszło też do śródmiąższowego zapalenia płuc. 26 lutego rodzice podali chłopcu ok. 10 ml wodnego roztworu soli, według nich miał pomóc; w opinii biegłych najprawdopodobniej pogorszyło to jednak stan chłopca.
Ciosy pięścią
Według Beaty Ch. 27 lutego Jarosław R. w jej obecności zadał nieposłusznemu i płaczącemu dziecku kolejny silny cios pięścią w brzuch, rozciął mu też wargę. Tego samego dnia Szymon zmarł. To, że chłopiec nie daje oznak życia, Jarosław R. zauważył podczas wizyty w ich mieszkaniu jego matki. Mężczyzna miał nie pozwolić wówczas, by zobaczyła wnuka, tłumacząc że chłopiec źle się czuje i śpi. Do czasu wyjścia matki nie pozwalał też Beacie Ch. zająć się dzieckiem. Zdaniem biegłych drugie uderzenie mogło przyczynić się do pogłębienia rozwijających się od trzech dni następstw wcześniejszego urazu. Prokuratura wskazała w akcie oskarżenia, że rodzice godzili się na śmierć dziecka nie udzielając mu pomocy, pomimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Podkreśliła też, że najbliższy szpital znajdował się 420 metrów od mieszkania. Rodzice próbowali ostatecznie reanimować Szymona, ale na pomoc było za późno. Jeszcze w dniu śmierci przewieźli zwłoki syna samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Do auta zabrali też pozostałą dwójkę wspólnych dzieci - dziewczynki: wówczas 4-letnią i niespełna roczną. Chłopiec został kompletnie ubrany, odpowiednio do pory roku. Został włożony do torby i przewieziony w bagażniku, a następnie położony przez matkę przy krawędzi stawu.
Wyjechali
Po porzuceniu zwłok rodzice z dwójką dzieci wyjechali na kilka dni do innego miasta. Po powrocie ukrywali się we własnym mieszkaniu, informując bliskich, że są gdzie indziej. Dzieciom mówili, że Szymon jest u dziadka, a innym osobom opowiadali, że Szymon przebywa u jednej bądź drugiej rodziny. Oszustwo długo udawało się, bo obie rodziny nie utrzymywały ze sobą kontaktu. Nikt nie rozpoznał też publikowanego w mediach wizerunku dziecka. Żeby uniknąć ujawnienia zbrodni, gdy zaczęły napływać wezwania do szczepienia chłopca, rodzice przenieśli jego dokumentację do innej przychodni. Potem Beata Ch. przyprowadziła na szczepienie swego wnuka, bez wiedzy jego matki. Oprócz zarzuconego im zabójstwa rodzice Szymona odpowiedzą przed sądem także za składanie fałszywych oświadczeń w będzińskim magistracie, dzięki czemu wyłudzili świadczenia socjalne w wysokości łącznie blisko 4 tys. zł. W akcie oskarżenia znalazł się też zarzut nielegalnego posiadania przez Jarosława R. broni - znalezionych w jego mieszkaniu pojedynczych nabojów z lat 50. i 70 ub. wieku. Rodzice Szymona w śledztwie nie przyznali się do zabójstwa. Ich zeznania są częściowo sprzeczne. Wzajemnie obciążają się winą za śmierć syna. Przyznają natomiast, że składali fałszywe oświadczenia i wyłudzali pieniądze. Oboje zostali zbadani przez biegłych. Są w pełni poczytalni.
Podczas śledztwa prokuratorzy przesłuchali 196 osób, przed sądem będą chcieli przesłuchać 36 świadków. Występująca jako pokrzywdzona babcia zmarłego chłopca Zenobia R. będzie w procesie oskarżycielem posiłkowym, drugi pokrzywdzony, Władysław Ch., nie zgłosił takiego wniosku. Kolejną rozprawę wyznaczono na 11 września.
Autor: mk/ja/jk / Źródło: PAP, TVN24