Dwa tygodnie i jeden dzień do Wings For Life. Wciąż trochę boli kostka, a ja czuję już, co będzie, jak poczuję zbliżającą się metę. Nogi aż rwą się na trening!
Chociaż kostka po upadku na Harpaganie jeszcze trochę pobolewa, pewnie już za dzień-dwa wrócę do treningów. Wyraźnie czuję już poprawę, a motywacja jest ogromna! Zwłaszcza w chwili, gdy pomyślę, co będzie się działo za dwa tygodnie na Wings For Life.
W niedzielę 4 maja punktualnie o 12 wystartujemy. Przez całą trasę kontrolować będę tempo na zegarku. Według planu, by pokonać 30 kilometrów, jeden powinnam pokonywać w 4:52 min. To dla mnie realne, wiele kilometrów w życiu już tak przebiegłam, ale trzydziestu - za jednym zamachem, w takim tempie - jeszcze nie. Dodatkowym utrudnieniem będzie to, że część dróg na trasie to nie asfalt, a gruntówki. Takimi biega się trochę wolniej. Trzeba jednak być dobrej myśli.
Gdy zobaczę metę
Dziś po raz pierwszy pomyślałam nie o tym, jak utrzymać tempo na tych trzydziestu kilometrach, ale co będzie się działo na ostatnich metrach, gdy w końcu naprawdę zacznie gonić mnie meta. Tak na serio, jak już prawie poskrobie po marchewkach.
Po 2 godzinach i 26 minutach od startu (w tym właśnie momencie według wyliczeń "spotkam się" z jadącym za biegaczami autem) samochód poruszać się będzie z prędkością 16 km/h. Biegacz, żeby być szybszym, musiałby 1000 metrów pokonywać dużo szybciej niż w 4 minuty. Ja tak szybko tylko wbiegam na metę - i to nie na wszystkich zawodach. Ale pewnie tak to właśnie będzie na ostatnich metrach: przyspieszę i będę uciekać, ile tylko sił w nogach zostanie i na ile tchu wystarczy. Tętno podskoczy do granic. Polecę jeszcze chwilę - na tyle, na ile pozwoli zmęczenie i na tyle, ile sił da finiszowa adrenalina. I padnę. Oddech trzeba będzie pewnie łapać dłuższą chwilę, potem uda się wstać i przejść kawałek.
A przypomnę sobie, po co to wszystko: żeby pomóc tym, którzy może też chcieliby pobiec, a o własnych siłach nie mogą nawet stanąć.
Monika, to dla Ciebie!
- Czasami śni mi się, że idę w takiej sukni pięknej, zwiewnej na szpilkach - mówiła w TVN24 Monika Kuszyńska, piosenkarka, która jest sparaliżowana po wypadku. Przyznała, że nie nastawia się za bardzo na to, że medyczne nowinki pozwolą jej odzyskać władzę w nogach. Monika, ja pobiegnę dla Ciebie, żeby badania nad rdzeniem się rozwijały i żeby znalazł się sposób, byś mogła chodzić. I żeby mogli chodzić i normalnie żyć inni, którzy teraz nie mogą.
Autor: Katarzyna Karpa