Nie poszłam na ustępstwa. Dialog i kompromis w dobrych sprawach to przejaw dobrej woli, rozsądku i instynktu politycznego - mówi premier Ewa Kopacz w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", odnosząc się do sytuacji w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie od końca stycznia trwa strajk. Zapewnia, że "z każdym jest w stanie rozmawiać, ale nie z pistoletem przy głowie".
- Upór za wszelką cenę nie jest dobry, gdy decyduje się o dziesiątkach tysięcy miejsc pracy. Gdybym się zaparła mielibyśmy dziś upadłość 14 kopalń. To nie byłby sukces rządu. A tak, wbrew opozycji, rząd przeforsował ustawę i plan naprawczy. Uchroniliśmy miejsca pracy w górnictwie - stwierdza Kopacz.
Przypomina, że JSW jest spółką giełdową z większościowym udziałem skarbu państwa.
- Prezes mówi, że trzeba zacisnąć pasa, uzależnić czternastki od wyników spółki, oddać tzw. ołówkowe, czyli pieniądze na wyprawki dla dzieci, zrezygnować z dopłat do zwolnień lekarskich itd. Jeśli się tego nie zrobi, spółka upadnie. To przeciw tym propozycjom są te protesty. Związkowcom nie chodzi o głowę prezesa, który przecież zarządza tą spółką od 2007 roku, ale tak naprawdę o zastopowanie programu oszczędnościowego i ochronę swoich przywilejów. Żeby w JSW chronić miejsca pracy, oszczędności są konieczne. Jeśli nie wdroży ich prezes Zagórowski, zrobi to nowy prezes. W spółce giełdowej ma rządzić zarząd, a nie związkowcy - podkreśla Kopacz.
W opinii premier, rok podwójnych wyborów sprzyja uprawianiu polityki nie tylko przez polityków. - Nie wierzę, by związkowcy z JSW nie wiedzieli, że w spółce giełdowej to nie rząd odwołuje prezesa, tak jak nie prezes spółki powołuje szefów związków - mówi Kopacz.
To większość parlamentarna decyduje o ustawach, a nie prezydent. Konwencja pana Dudy była pięknie opakowana za niemałe pieniądze. Ale "głośno" nie zawsze znaczy "mądrze". Premier Ewa Kopacz
Z tylnego siedzenia
Pytana o zapowiedź Andrzeja Dudy, że cofnie podwyższenie wieku emerytalnego, Kopacz odpowiada, że "kandydat na prezydenta powinien wiedzieć, na co prezydentowi pozwala konstytucja".
- To większość parlamentarna decyduje o ustawach, a nie prezydent. Konwencja pana Dudy była pięknie opakowana za niemałe pieniądze. Ale "głośno" nie zawsze znaczy "mądrze" - mówi Kopacz. Według Kopacz, "gdyby Duda wygrał, to - nie łudźmy się - byłby prezydentem technicznym".
- Z tylnego siedzenia rządziłby Jarosław Kaczyński. Duda jest kandydatem dlatego, że nikt by nie uwierzył w kolejną zmianę Jarosława Kaczyńskiego. W PiS doskonale wiedzą, że nad Jarosławem Kaczyńskim wisi szklany sufit, którego nie może przebić - uważa premier.
- Niedawno mieliśmy też pana Glińskiego, kandydata na premiera technicznego. Dziś już nikt o nim nie mówi. PiS-owi chodzi tylko o twarz, która ma ściągnąć głosy wyborców centrowych - ocenia szefowa rządu.
Autor: MAC/kka / Źródło: Gazeta Wyborcza