- To typowe szykanowanie - tak prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz komentuje śledztwo w sprawie kodeksu etyki dla urzędników stołecznego ratusza. Według przygotowanego przez jej ekipę dokumentu urzędnicy nie muszą już do tzw. rejestru korzyści majątkowych wpisywać np. kwiatków czy czekoladek.
Działania prokuratury Gronkiewicz-Waltz przypisuje toczącej się kampanii wyborczej. - Kodeks był przyjęty juz w kwietniu i wtedy rozpisywała się o tym prasa - tłumaczy, dodając: - Chodzi o to, żeby nękać ratusz. O zarzutach prokuratorów mówi: to śmieszne i twierdzi, że warszawski kodeks oparty jest na stosowanym w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju.
Za rządów PiS w Warszawie zgłaszać trzeba było wszystko. W rejestrze odnotowywano więc kolejne kwiaty, czekolady, książki itd. PO wprowadziła limit - zgłaszać trzeba prezenty od 100 zł. Poza rejestrem znalazły się też "kwiaty oraz produkty spożywcze o krótkim terminie przydatności".
Prezydent Warszawy przyznaje, że 100-złotową granicę wyznaczyła sama. - Jeśli ja i ministrowie musimy wpisywać prezenty za około 400 zł, to myślę że dla urzędnika powinna być mniejsza - argumentuje.
Pierwszym przesłuchanym w sprawie będzie Adam Leszkiewicz, sekretarz miasta. Na komendę ma przynieść kodeks etyki, który przygotowała ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz, oraz "kalendarz prezentów" za rok 2007. Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" rejestr jest ubogi - jeden bilet na koncert Rolling Stonesów.
Śledztwo prowadzi żoliborska prokuratura. Sprawa z pozoru śmieszna, wygląda na straszną, gdy wczytać się w tytuł śledztwa: "Ułatwienie przyjmowania korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznych w urzędzie miasta st. Warszawy". Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceszefowa PO, może być podejrzana o sprzyjanie korupcji. W ratuszu poruszenie. Kampania wyborcza w toku.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl