Dziś formalnie zakończyło się śledztwo przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu. Były szef CBA jest podejrzany o nadużycie uprawnień w związku z akcją Biura z lipca 2007 r., czyli słynną aferą gruntową.
Rzeszowska prokuratura uznała operację Centralnego Biura Antykorupcyjnego za nielegalną. Oprócz Kamińskiego zarzuty karne usłyszeli też jego ówczesny zastępca Maciej Wąsik oraz dwóch dyrektorów z zarządu operacyjno-śledczego CBA.
W poniedziałek upłynął termin śledztwa w tej sprawie. Teraz prokuratura ma dwa tygodnie, by podjąć decyzję: czy kierować akt oskarżenia do sądu, czy śledztwo umorzyć. Wszystko wskazuje, że bardziej prawdopodobna jest ta pierwsza opcja.
Na początku lipca, na trzy dni przed drugą turą wyborów prezydenckich Robert Kiliański, ówczesny szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, poinformował, że śledztwo rychło skończy się aktem oskarżenia. Wypowiedź w gorącej przedwyborczej atmosferze wywołała burzę, a prok. Kiliański podał się do dymisji. Jego postępowanie skrytykował m.in. prokurator generalny Andrzej Seremet, który stwierdził, że Kiliański uprzedził jego ruch, bo zamierzał go odwołać.
Kamiński oskarża prokuraturę
Nowy szef rzeszowskiej prokuratury Bogdan Gunia uznał, że przed zakończeniem śledztwa należy jeszcze przesłuchać dwóch świadków. Kogo - nie zdradził, ale świadkowie zostali już przesłuchani.
Tymczasem Mariusz Kamiński stanął przed prokuratorem w Tarnobrzegu, gdzie został przesłuchany został jako zawiadamiający o przestępstwie. Kamiński twierdzi, że rzeszowski prokurator Bogusław Olewiński, który prowadzi śledztwo przeciwko niemu i byłym funkcjonariuszom CBA, złamał "tajemnicę państwową". Bo ujawnił informacje operacyjne - ściśle tajne - w postanowieniu o przedstawieniu zarzutów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24