To kolejny przypadek i przykład dewastowania procesu legislacyjnego - tak adwokat Łukasz Chojniak ocenił w "Tak jest" w TVN24 projekt PiS, który znosi odpowiedzialność urzędników za działania w czasie epidemii. Profesor Marcin Matczak mówił, że projekt "to pewna kontynuacja działań, które widzimy w Polsce od długiego czasu".
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w środę w Sejmie projekt zmiany ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych.
Projekt wprowadza do ustawy z 2 marca między innymi art. 10d, który brzmi:
"Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione". Jak napisano w uzasadnieniu, "wiedza o COVID-19 jakkolwiek jest coraz większa, to wciąż niedostateczna, aby móc przewidzieć każdy aspekt walki o zdrowie i życie zakażonych".
O projekcie PiS rozmawiali w "Tak jest" w TVN24 prawnicy: prof. Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr Łukasz Chojniak, adwokat.
"To nie jest pierwszy taki przypadek"
Profesor Matczak ocenił, że "to pewna kontynuacja działań, które widzimy w Polsce od długiego czasu". - To nie jest pierwszy taki przypadek wprowadzenia glejtu na to, żeby można było łamać prawo. Polega to na tym, że co do zasady wszyscy prawa musimy przestrzegać, ale jak się okazuje, są równi i równiejsi: w niektórych sytuacjach komuś, kto prawo złamie, ze względu na intencje czy cel, który mu przyświecał, można odpuścić - wyjaśnił. - To oczywiście problem. Znamy powiedzenie, że dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło - przyznał.
- To, że ktoś chce dobrze, wcale nie znaczy, że ma prawo działać poza prawem. To on decyduje, co jest dobre i jakie są dobre intencje - zauważył dalej. Matczak tłumaczył, że "idea prawa polega na tym, ze nasza zgodność z nim nie zależy od tego, czego my chcemy, tylko musi być oceniana na podstawie efektów, działań, a nie wewnętrznych stanów czy przekonań".
Matczak zwrócił uwagę, że w obliczu omawianego projektu "już nie prawo wiąże urzędników, tylko ocena ich moralności". - To jest najpoważniejsza zmiana. W normalnym państwie prawa moralność tego, kto działa, może być dodatkowym elementem oceny, może wpływać na przykład na wymiar kary - tłumaczył. - Tutaj my odchodzimy od prawa na rzecz subiektywnej oceny czyjejś moralności. W pewnym sensie prawo i prawnicy stają się niepotrzebni, bo to pewnie polityk, urzędnik będzie oceniał, czy chciał dobrze, czy też nie - zaznaczył.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kolejny projekt PiS znoszący odpowiedzialność urzędników za działania w czasie epidemii
Adwokat o "dewastowaniu procesu legislacyjnego"
Według dr. Chojniaka, projekt PiS to "kolejny przypadek i przykład dewastowania procesu legislacyjnego". - Nie pierwszy zresztą - zaznaczył. Zauważył przy tym, że w ustawach "covidowych i okołocovidowych prawo karne było zmieniane" i "nie miało to nic wspólnego z pandemią".
- Proszę zwrócić uwagę na to, co robią projektodawcy, pewnie zaraz ustawodawca. W stosunku do swoich, czyli do polityków mówią: obywatele, macie się bać, was będziemy karać surowo. My, funkcjonariusze publiczni, nawet jeśli działamy niezgodnie z prawem, to możemy tej odpowiedzialności nie ponosić - tłumaczył.
Chojniak podkreślał, że "to nie jest tak, że prawo karne nie miało mechanizmu radzenia sobie z sytuacją, kiedy ktoś formalnie popełnia przestępstwo, ale czyni to w jakimś ważnym interesie".
- W prawie karnym zawsze występuje tak zwany kontratyp wyższej konieczności. Ten kontratyp jest dość rygorystycznie przestrzegany. On jest wyjątkiem od reguły odpowiedzialności karnej - mówił. - Mówiąc krótko: jak się zamówiło respiratory, a nie miało się ku temu podstawy prawnej, to się w ten kontratyp nie zmieścimy - wyjaśnił.
Nawiązał w ten sposób do sprawy zakupu respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia, który realizowała firma E&K. Na początku lipca zaległości spółki E&K wobec resortu zdrowia wynosiły około 60 milionów złotych.
Podobne przepisy zostały już wprowadzone przez rządzących. Przeanalizował je Konkret24.
Źródło: TVN24