Przed wrocławskim sądem okręgowym rozpoczął się proces wytoczony przez znanego językoznawcę prof. Jana Miodka. Wrocławski dziennikarz Grzegorz Braun publicznie zarzucił profesorowi współpracę z PRL-owską bezpieką.
Miodek pozwał Brauna w związku z wypowiedzią publicysty na antenie Polskiego Radia Wrocław. Dziennikarz zarzucił Miodkowi współpracę z komunistycznymi tajnymi służbami, kwestionując jego prawo do wypowiadania się przeciwko lustracji pracowników szkół wyższych.
Profesor złożył publiczne oświadczenie, w którym zaprzeczył jakoby miał kiedykolwiek współpracować z SB. Ponadto wskazał wszystkie sytuacje w jakich miał kontakt z tą służbą. Miodek domaga się publicznych przeprosin oraz wpłaty przez pozwanego 50 tys. zł na cel społeczny. Grzegorz Braun uważa, że jest niewinny.
Zeznający na pierwszej rozprawie jako świadek prof. Włodzimierz Suleja, szef wrocławskiego oddziału IPN, powiedział, że na podstawie istniejących w instytucie materiałów nie można stwierdzić, że Miodek był konfidentem czy współpracownikiem tajnych służb PRL. Jego zdaniem zachowane dokumenty świadczą o tym, że służby interesowały się Miodkiem, ale trudno je jednoznacznie ocenić.
Suleja dodał, że w świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego Braun z całą pewnością nie miał prawa nazwać profesora tajnym współpracownikiem.
Procesowi przyglądał się Mikołaj Pietrzak, obserwator Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Nie zajmujemy się tym czy prof. Miodek współpracował, czy nie. Fundacja chce skontrolować na ile państwo polskie zapewnia osobie pomawianej o współpracę mechanizmy, które chronią przed dziką lustracją - tłumaczy swoją obecność na sali sądowej.
Rozprawa została odroczona do 12 listopada.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24