Warszawski sąd zdecydował się odroczyć proces, jaki Lech Wałęsa wytoczył prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Były prezydent żąda od Lecha Kaczyńskiego odwołania słów, w których nazywa go agentem SB o kryptonimie "Bolek", a także wpłaty 100 tys. zł zadośćuczynienia. Ani Wałęsa, ani Kaczyński nie pojawili się na wtorkowej rozprawie.
Do 18 grudnia Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył we wtorek proces wytoczony przez Lecha Wałęsę prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu za jego wypowiedź dla Polsatu. Prezydent powiedział tam, że Wałęsa był agentem SB o kryptonimie Bolek.
Podczas wtorkowej rozprawy sąd odsłuchiwał ten wywiad, ponieważ chciał ustalić, czy wypowiedź Lecha Kaczyńskiego była jego prywatną opinią, czy też wypowiedzią prezydenta.
Reprezentant Lecha Kaczyńskiego wniósł o dołączenie do akt sprawy wydruków z internetu na temat tego wywiadu. - Dla mnie to nie są dowody - mówiła pełnomocnik Lecha Wałęsy mec. Ewelina Wolańska. Sąd dopuścił ten dowód jako niezbędny do decyzji czy odrzucić pozew (tak jak chce strona pozwana). Sąd zobowiązał mec. Wolańską do złożenia pisma procesowego w sprawie odpowiedzi na pozew.
"Wnosimy o odrzucenie pozwu"
- Wnosimy o odrzucenie pozwu, bo uważamy, że droga sądowa jest niedopuszczalna - mówił przed sądem mec. Rafał Kos, reprezentujący nieobecnego w sądzie L. Kaczyńskiego. Zdaniem adwokata, prezydent może odpowiadać tylko przed Trybunałem Stanu, a nie przed sądem powszechnym.
Reprezentująca Wałęsę mec. Ewelina Wolańska podtrzymała pozew. - Dwie godziny temu otrzymałam odpowiedź na pozew z 22 listopada, w której wnosi się o odrzucenie pozwu - powiedziała sądowi. - Dlatego nie zdążyłam przygotować pisemnej odpowiedzi - dodała. Wniosła jednak o oddalenie wniosku pozwanego o odrzucenie pozwu. Wniosła też o odroczenie sprawy, by ustosunkować się do tego pisma. - W nim nie ma ani jednego argumentu dotyczącego meritum sprawy - dodała. Jej zdaniem, chodzi o przedłużenie sprawy.
Mimo wcześniejszych zapowiedzi, Lech Wałęsa nie przybył osobiście na rozprawę. Pracuje w swoim gdańskim biurze. W warszawskim sądzie nie pojawił się także obecny prezydent Lech Kaczyński.
Książka IPN zaczęła spór
Konflikt między Wałęsą a Kaczyńskim rozpoczął się w czerwcu 2008 roku, kiedy to urzędujący prezydent udzielił wywiadu telewizji Polsat. Dotyczył on m. in. mającej się wtedy ukazać książki historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa", którzy napisali, że w pierwszej połowie lat 70. Wałęsa miał być agentem gdańskiej SB o kryptonimie "Bolek". Lech Kaczyński powiedział wtedy, że o tym, iż Wałęsa był agentem "Bolkiem" wie niezależnie od lektury książki, której jeszcze nie czytał.
Prezydent wbrew wyrokowi
Te słowa oburzyły Wałęsę, który wiele razy zaprzeczał, jakoby był "Bolkiem". W swoim pozwie przeciw Kaczyńskiemu przytacza wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 roku, w którym za prawdziwe uznano oświadczenie lustracyjne Wałęsy, że nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL.
Według pozwu prezydent, zarzucając Wałęsie współpracę z SB, lekceważy wyrok sądu. Ponadto podlega odpowiedzialności przed sądem powszechnym, bo jego wypowiedź "nie należy do zakresu urzędowych funkcji, czy obowiązków prezydenta RP, ściśle określonych w konstytucji, za których naruszenie mógłby odpowiadać przed Trybunałem Stanu".
Boi się konfrontacji...
Podczas porannej rozmowy w poranku "Wstajesz i wiesz" Wałęsa mówił, że obecny prezydent boi się konfrontacji i dlatego nie chce przyjść do sądu.
- On przysięgał obejmując urząd prezydenta, że będzie szanował prawo. Ja mam wyrok z sądu, papier z IPN o mojej niewinności - mówił w rozmowie z TVN24 Lech Wałęsa. Jak dodał, prawnik nie powinien występować przeciwko wyrokom sądu i przeciwko prawu. - Może je (prawo) zmieniać, ale jeżeli jest (prawo), nie wolno tak postępować, jak postąpił - podkreślał.
Na pytanie czy - według byłego prezydenta - proces będzie trwał długo, Wałęsa odpowiada, że jeśli Kaczyński będzie robił uniki, to tak. - Ale ja go dopadnę - groził.
"Dlaczego miałby być"
W pierwszym dniu rozprawy sąd zaplanował odsłuchanie wywiadu dla Polsatu. Na proces cywilny strony nie muszą się stawiać osobiście (wystarczy obecność adwokata). Sąd nie ma możliwości nakazać stawiennictwa prezydentowi. Pytany, czy prezydent będzie w sądzie, szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak odparł: "A dlaczego by miał być? Mamy w Polsce demokrację, każdy może korzystać z procedury sądowej."
By nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi udowodnić, że mówił prawdę lub przynajmniej dowieść, że działał w interesie publicznym i dlatego jego działanie nie może być uznane za bezprawne.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24