Czy próbował ją uwieść? - Tak. Wszyscy moi znajomi mówią, że maślane oczy to mało powiedziane. Czy mu uległa? - Na szczęście nie. Porsche cayenne ani carrera na mnie nie działają. Weronika Marczuk-Pazura przerywa milczenie i w programie "Teraz My!" opowiada o tym, jak rozpracowywana była przez agenta CBA, słynnego już Tomasza Małeckiego.
Bolesny temat - zadeklarowała na wstępie, pytana o znajomość z agentem, który wywrócił jej życie do góry nogami - to od niego miała przyjąć 100 tys. złotych łapówki, trafić do aresztu i usłyszeć zarzuty.
- Tak, muszę powiedzieć, że mu zaufałam - wyznała, dodając, że widocznie potrafi być naiwna. I opowiedziała o tym, jak się poznali, o relacjach łączących ją z agentem CBA.
Wina odmówiła, ale wzięła wizytówkę
- Moja znajomość z panem Tomaszem zaczęła się na polu towarzyskim i społecznym, na którym działam od lat - mówiłaWedług jej relacji, poznali się na wiosnę 2008 roku. Kiedy była ze znajomymi w restauracji, dwóch panów przysłało im butelkę wina. Nie przyjęła, ale niezrażeni mężczyźni podeszli, powiedzieli, że chcą robić interesy na Ukrainie i wręczyli swoje wizytówki.
Po jakimś czasie jeden z nich się odezwał. Pan Tomasz, później już po prostu - Tomek, przekonał ją, że umie robić pieniądze, ale potrzebuje pomocy, bo chce je robić z naszym wschodnim sąsiadem. - Ja od lat działam na tym polu i znam wszystkich ludzi, którzy pracują na styku Polski i Ukrainy - tłumaczyła Weronika Marczuk-Pazura. Ich kontakty czysto biznesowe jednak nie były. Kiedy razem pojechali na Ukrainę, agent Tomek poznał jej znajomych i rodzinę.
Prywatyzacja wydawnictwa
W lutym 2009 roku pojawiła się informacja o prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Tomek poprosił, żeby kancelaria Marczuk-Pazury reprezentowała jego firmę w przetargu. - Nie sprawdzaliśmy tej firmy, bo przecież każda, która staje do przetargu o państwową spółkę, jest sprawdzana - mówi Marczuk-Pazura. Jak teraz twierdzi CBA, celebrytka od marca 2009 roku miała wykonywać nielegalne działania.
- Tomasz nalegał, żeby znaleźć znajomości, wpływy - relacjonowała Marczuk-Pazura, zarzekając się jednocześnie, że nie posłuchała go. - Jestem przekonana, że nie zrobiłam nic, co mogłoby udowodnić którykolwiek z zarzucanych mi czynów - zaznacza.
"Stówka" w pudełku perfum
Choć kancelaria pracowała dla firmy agenta Tomasza od początku 2009 roku, pierwsze pieniądze miała otrzymać we wrześniu 2009 roku.
- Mówiłam, że nie ma pośpiechu, ale pan Tomasz nalegał. Kiedy spotkaliśmy się w restauracji, wręczył mi paczkę, która wyglądała jak pudełko perfum (Emporio Armani) i powiedział, że jest tam "stówka". Zdziwiło mnie to, bo umawialiśmy się na znacznie mniej - opowiada prawniczka. Tomek miał jej tego dnia powiedzieć, że "ma tylko siedem minut, bardzo się spieszy, bo leci do Londynu". Paczkę przekazał jej więc niemal "w biegu".
Zaliczka czy łapówka?
Agenci CBA, już zupełnie inni od pana Tomka, zatrzymali Weronikę Marczuk-Pazurę przed jedną z popularnych warszawskich restauracji właśnie z tym pakunkiem. Jak twierdzą, "na gorącym uczynku przyjęcia łapówki". W paczce rzeczywiście była "stówka" - 100 tys. zł.
Celebrytka, była żona znanego aktora jest podejrzana o powoływanie się na wpływy oraz żądanie i wzięcie łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu procesu prywatyzacyjnego wydawnictwa. Ona sama twierdzi, że przyjęła zaliczkę za pracę jej kancelarii. Łącznie otrzymać miała ok. 100 tys. euro. Marczuk-Pazura wyszła z aresztu za poręczeniem majątkowym w wysokości 600 tys. zł.
CAŁA ROZMOWA Z WERONIKĄ MARCZUK-PAZURĄ
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn