W piątek w Toruniu miała miejsce „próba zamachu” na prezydenta Bronisława Komorowskiego – ocenia Biuro Ochrony Rządu. BOR zapowiada, że przeanalizuje zajście po wyborach prezydenckich. Napastnik - 34-letni Remigiusz D. – po południu został doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzuty. W Toruniu doszło też do drugiego incydentu podczas wiecu wyborczego: obezwładniono mężczyznę, który zaczął wznosić okrzyki.
Do incydentów doszło przed i w czasie wiecu poparcia dla urzędującego prezydenta na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego. Kiedy około godziny 11:15 Bronisław Komorowski wyszedł z limuzyny i wtedy próbował się na niego rzucić mężczyzna. Natychmiast zareagowali oficerowie BOR, którzy odciągnęli napastnika.
- Służby zadziałały profesjonalnie - powiedział na antenie TVN24 rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz. Zaznaczył, że nie może zdradzać szczegółów całej akcji.
W piątek wieczorem napastnik usłyszał zarzuty usiłowania czynnej napaści na prezydenta, za które grozi mu do 5 lat więzienia. Jak informuje prokuratura, mężczyzna nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, z których wynika, że chciał jedynie zaprezentować prezydentowi materiały dotyczące walki z aborcją.
Prokurator zastosował wobec mężczyzny dozór policji i poręczenie majątkowe.
"Był wcześniej notowany"
Napastnik to Remigiusz D., 34-letni mieszkaniec Torunia. - Mężczyzna był bardzo pobudzony, szarpał się z policjantami, jednego z nich uderzył. Obecnie toczy się przeciwko niemu postępowanie o uderzenie funkcjonariusza na służbie - powiedziała nam rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji nadkomisarz Monika Chlebicz.
Mężczyzna był wielokrotnie notowany przez policję; według wstępnych danych, ostatnio w 2007 r. w związku z udziałem w bójce i pobiciu, a wcześniej za groźby karalne, naruszenie nietykalności cielesnej, włamanie i uszkodzenie mienia. - Gdyby nie policjanci i BOR, mogłoby dojść do sytuacji bardzo niebezpiecznej. Mężczyzna biegł w stronę prezydenta, ale funkcjonariusze zatrzymali go natychmiast. Po tym, jak funkcjonariusze BOR i policji zapobiegli jego zbliżeniu się do prezydenta Komorowskiego, nadal stawiał opór. Obecnie tylko w tym wątku jest prowadzone przeciwko niemu postępowanie. Będziemy się w tej sprawie konsultować z prokuraturą - poinformował na antenie TVN24 rzecznik policji, insp. Mariusz Sokołowski.
Dodał, że Remigiusz D. "był bardzo rozemocjonowany". Podczas ataku mężczyzna w lewej ręce trzymał reklamówkę, w której znajdowała się żółta koszulka z czerwonym logo Fundacji Pro - prawo do życia (symbolem płodu ludzkiego), w drugiej ręce miał ulotki i zdjęcia płodów po aborcji. Przesłuchującym go funkcjonariuszom wyjaśniał, że chciał zadać prezydentowi Komorowskiemu pytanie, jaki jest jego stosunek do aborcji.
Po zatrzymaniu Remigiusza D. wydała oświadczenie Fundacja Pro – prawo do życia, występująca w obronie życia poczętego i przeciw aborcji. "Oświadczamy, że mężczyzna uczestniczący w zgromadzeniu publicznym przed ratuszem miejskim pobrał nasze ulotki z intencją pokazania ich Bronisławowi Komorowskiemu. Po przeanalizowaniu materiałów filmowych z miejsca zdarzenia stwierdzamy jednak, że działał zbyt gwałtownie, co mogło wywołać wrażenie, że jego intencje są inne od deklarowanych. Mężczyzna ten wcześniej pojawiał się na akcjach Pro - prawo do życia i nigdy nie dawał podstaw do powątpiewania w jego intencje. Tak jak potępiamy przemoc wobec nienarodzonych, tak też potępiamy przemoc w debacie publicznej" - napisali w oświadczeniu działacze fundacji.
Później, już na dziedzińcu ratusza, podczas przemówienia prezydenta doszło do kolejnego incydentu. Mężczyzna stojący tuż za plecami prezydenta, ubrany w koszulkę z napisem "Bronisław Komorowski", nagle zaczął wnosić okrzyki. Został obezwładniony przez BOR i wyniesiony z placu.
Autor: js,eos//rzw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TV Toruń