Dziennikarze tvn24.pl poznali więcej szczegółów szeroko dyskutowanego prezydenckiego ułaskawienia. Wystąpiły o to partnerka i córka mężczyzny skazanego w przeszłości za przestępstwa seksualne wobec dziecka. Wniosek składały kilkukrotnie. Także wtedy, gdy skazany ponownie trafił do więzienia za to, że złamał zakaz utrzymywania kontaktu z rodziną.
"Nie chcemy ochrony państwa, państwo agresywnie ingeruje w nasze sprawy rodzinne, wszyscy jesteśmy dorośli i nie chcemy, żeby państwo i urzędnicy mieszali się w nasze życie. Państwo nas w ten sposób represjonuje" - w ten sposób córka oraz partnerka mężczyzny, którego w marcu ułaskawił Andrzej Duda, tłumaczyły kuratorowi, dlaczego - ich zdaniem - członek rodziny skazany przed laty za molestowanie seksualne jednej z nich i znęcanie się fizyczne nad drugą, zasługuje na pomoc prezydenta.
Problem alkoholowy w tle
Historia opisywanej rodziny zaczyna się kilkanaście lat temu. Mężczyzna - ze względu na delikatność sprawy nie podajemy żadnych bliższych szczegółów - żyjący w konkubinacie ze swoją partnerką i ich niepełnoletnią córką, zmagał się z zaawansowaną chorobą alkoholową. Pod wpływem alkoholu stosował przemoc wobec swojej partnerki. W pewnym momencie kobieta zorientowała się, że konkubent krzywdzi także ich córkę. Zgłosiła policji molestowanie seksualne dziecka oraz przemoc fizyczną wobec siebie.
Z dokumentów przesłanych przez sąd do Kancelarii Prezydenta w związku z wnioskiem o ułaskawienie mężczyzny wynika, że pomiędzy ojcem a małoletnią córką nie doszło do stosunku seksualnego, a do tzw. poddania się innym czynnościom seksualnym (o tym, że nie doszło do gwałtu, napisali w środę w swoich tweetach Andrzej Duda oraz Paweł Mucha z Kancelarii Prezydenta).
Mężczyzna został skazany na kilkuletni wyrok pozbawienia wolności. - W dolnych granicach ustawowego wymiaru kary - informuje tvn24.pl osoba znająca akta sprawy. Minimalna kara za tego typu przestępstwo to trzy lata. Mężczyzna odsiedział wyrok w całości. W zakładzie karnym nie dołączył do żadnych subkultur. Cieszył się dobrą opinią, przeszedł terapię uzależnień. Z więzienia zaczął pisać listy do córki i partnerki. Po wyjściu na wolność nawiązał z nimi kontakt.
W dokumentach przesłanych przez sąd do Kancelarii Prezydenta w związku z wnioskiem o ułaskawienie czytamy, że "relacje w rodzinie zostały odbudowane", "ofiary nie czują się już pokrzywdzone". Mężczyzna przestał pić, znalazł pracę, zaczął aktywnie uczestniczyć w życiu rodzinnym.
Zakaz zbliżania się na dwa metry
Jednym ze środków karnych orzeczonych wobec niego przez sąd był zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej córki oraz partnerki na odległość mniejszą niż dwa metry. Kara ta miała obowiązywać jeszcze przez kilka lat po wyjściu z więzienia. Jej przestrzegania miał pilnować kurator. I mimo że dostrzegł on zmianę, która zaszła w skazanym, musiał poinformować sąd, że mężczyzna nie przestrzega zakazu, bo utrzymuje kontakty z rodziną.
Według obowiązującego prawa, mężczyzna złamał w ten sposób artykuł 244 Kodeksu karnego, czyli nie stosował się do orzeczonych przez sąd zakazów. Jest to odrębne przestępstwo, zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Żadnego znaczenia nie miała w tym przypadku opinia jego rodziny - mężczyzna ponownie trafił do więzienia. To wtedy jego córka, która w międzyczasie stała się osobą pełnoletnią, oraz partnerka złożyły do sądu wnioski o ułaskawienie bliskiej im osoby. Każda z kobiet składała wnioski osobno, ponawiając je kilka razy. Skazany nigdy nie występował sam o ułaskawienie.
Rozpatrywanie wniosków trwało od 2018 roku, po opuszczeniu przez mężczyznę zakładu karnego, do którego trafił po skazaniu za złamanie zakazu zbliżania się. Do ułaskawienia przychylnie nastawiony był kurator, który był najbliżej z rodziną, sąd pierwszej instancji, który skazał mężczyznę, sąd odwoławczy, a także Prokurator Generalny, w imieniu którego pismo do prezydenta podpisał zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand. "(...) pomiędzy skrzywdzonymi (i to z ich inicjatywy) a skazanym doszło do pełnego pojednania. Pokrzywdzone są osobami dorosłymi, samodzielnymi. Nie zachodzi w stosunku do nich domniemanie, że nie w pełni realnie postrzegają rzeczywistość. Dlatego należy poważnie brać pod uwagę ich suwerenne żądania, by Państwo przestało otaczać je opieką, której sobie nie życzą, a wręcz odbierają je jako zbędną represję".
Źródło: tvn24.pl