Sąd wydał prawomocny wyrok w sprawie Sebastiana Kościelnika i wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło. - Dla mnie ta sprawa jest pierwszą taką tej władzy, swego rodzaju poligonem, sprawdzeniem, na co sobie może pozwolić - powiedział w TVN24 Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej". Reporterka "Czarno na białym" Marta Gordziewicz podkreślała, że "prokuratura w momencie, gdy pojawili się świadkowie, którzy zeznawali na korzyść Sebastiana Kościelnika, nagle zmieniła wersję".
Sebastian Kościelnik będzie gościem poniedziałkowych "Faktów po Faktach" o godzinie 19.30 w TVN24.
W poniedziałek krakowski sąd okręgowy wydał wyrok w procesie odwoławczym po wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło w Oświęcimiu. Utrzymany został częściowo wyrok pierwszej instancji - Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, został uznany za winnego, ale sąd nie wymierzył mu kary. Sąd orzekł też, że do wypadku przyczynił się jeden z kierowców Biura Ochrony Rządu. Rozstrzygnięcie jest prawomocne.
Do tej kwestii odnieśli się w "Dniu na żywo" dziennikarze zajmujący się tą sprawą od wielu lat - Marta Gordziewicz z "Czarno na białym" TVN24 oraz Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
Czuchnowski: są sprawcy kłamstw, których pewnie nigdy nie poznamy
- Wyrok jako taki wydaje mi się sprawiedliwy - powiedział dziennikarz. - Natomiast ja bym chciał powiedzieć o sprawcach, na których prawdopodobnie nigdy wyroku nie będzie, i których nie poznamy. To są sprawcy nieprawdopodobnej liczby kłamstw, manipulacji i nacisków - podkreślał.
- Dla mnie ta sprawa jest pierwszą taką tej władzy, swego rodzaju poligonem, sprawdzeniem, na co władza sobie może pozwolić. Przypomnijmy chociażby przekaz propagandowy powtarzany przez publiczne media zaraz za politykami władzy. Przypomnijmy sytuację, kiedy reporter telewizji publicznej został zdjęty z anteny przez wydawcę tylko za to, że pokazał, iż kierowcy BOR-u przekroczyli podwójną linię ciągłą - mówił Czuchnowski.
Jak dodał, "mamy tu do czynienia nie tylko ze słynnym zniszczeniem płyty z materiałem dowodowym, ale również z próbami dyskredytowania świadków". - I również z rzeczą, o której się teraz zapomina, czyli próbami dotarcia do kompromitujących faktów wokół Sebastiana Kościelnika i jego rodziny. Całe szczęście, że ten człowiek akurat miał przeszłość nieposzlakowaną, do niczego nie można się było przyczepić, ale takie próby również były - dodał.
Gordziewicz: gdy pojawili się świadkowie, prokuratura nagle zmieniła wersję
Marta Gordziewicz podkreślała, że "prokuratura w momencie, gdy pojawili się tacy świadkowie, którzy zeznawali na korzyść Sebastiana Kościelnika, nagle zmieniła wersję". - Uznała, że to nie ma znaczenia, czy te sygnały dźwiękowe były, czy nie było, bo biegli stwierdzili, że niezależnie od tego jedynym winnym spowodowania wypadku jest Kościelnik - mówiła.
- I w tym kierunku prokuratura szła przez całe śledztwo, postępowanie przygotowawcze, i tego dowodziła w sądzie pierwszej instancji, i tego dowodziła w sądzie drugiej instancji. Zatem zajmowała się tylko sprawą Sebastiana Kościelnika i tego, czy on prawidłowo wykonał ten manewr skrętu w lewo, czy nie, natomiast w ogóle nie zajmowała się sprawą tego, jak poruszała się kolumna limuzyn rządowych - powiedziała reporterka "Czarno na białym".
Jak dodała, "dzisiaj już wiemy, bo to wybrzmiało na sali sądowej, że kolumna nie miała po prostu włączonej sygnalizacji dźwiękowej".
- Warto zaznaczyć, że w początkowym etapie to śledztwo prowadził zespół trzech prokuratorów. I oni w pewnym momencie doszli do wniosku, że jednak trzeba zbadać odpowiedzialność funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, ale nie zgodził się na to szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Ten, który później przejął to śledztwo do osobnego prowadzenia. I w tym momencie w zasadzie zniknął wątek odpowiedzialności BOR-u - powiedziała Gordziewicz.
Źródło: TVN24