Prawo do bycia offline, czyli możliwość nieodbierania służbowych telefonów po pracy, może zostać prawnie usankcjonowane. Parlament Europejski dał w czwartek Komisji Europejskiej zielone światło do wydania dyrektywy w tej sprawie. Europosłowie mówią o historycznym momencie. Do tej pory praca zdalna nie była uregulowana, ale też nigdy wcześniej tak wielu ludzi nie pracowało w ten sposób. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Kiedy rodzice pracują, dzieci się nudzą. Cała rodzina przebywa razem nierzadko w jednym pomieszczeniu. - Pierwszy okres był naprawdę trudny, ale z biegiem czasu wszyscy nauczyli się pracować i żyć w tych warunkach – mówi Jakub Zieliński, który pracuje zdalnie.
Obowiązków nie ubywa, pracy też. - Pół roku wcześniej się przepracowałam, bo rzeczywiście pracowałam po 13-14 godzin dziennie – przyznaje Agata Jasińska. Między jednym a drugim telefonem nauka z dzieckiem. Trudno to uznać za przerwę w pracy, kiedy wszystko robi się niemal jednocześnie. - Tak naprawdę nie wiemy, czy jesteśmy już w domu, czy jesteśmy jeszcze w pracy i jeszcze tego ostatniego maila czy telefon powinniśmy wykonać – dodaje Agata Jasińska.
Unia za prawem do wyłączenia się
Nie jesteśmy robotami, to nie jest normalne - mówią zagraniczni europosłowie i chcą uregulowania pracy zdalnej. Parlament Europejski właśnie dał zielone światło Komisji Europejskiej do wydania dyrektywy w sprawie prawa do bycia offline, czyli prawa do wyłączenia się z pracy. Poseł sprawozdawca z Malty mówi o historycznym momencie i ogromnej potrzebie wprowadzenia regulacji, bo w Europie w czasie lockdownu co trzecia osoba pracuje zdalnie i większość narzeka na przepracowanie. To ma się zmienić.
- Pracodawca nie będzie mógł się w żaden sposób kontaktować z pracownikiem poza jego godzinami pracy, chyba że będzie to zapisane w kontrakcie i te godziny zostaną zrekompensowane – mówi europoseł z Malty Alex Agius Saliba. To oznacza, że pracownicy nie musieliby odbierać telefonów, e-maili czy wiadomości na jakiejkolwiek platformie w czasie wolnym od pracy i mają mieć do tego podstawę prawną. Parlament nie był jednomyślny. Przeciw była między innymi Beata Szydło. - Te rozwiązania, które są proponowane, to kolejna nadregulacja. Może warto przyjrzeć się tym obowiązującym przepisom i zastanowić się, dlaczego to nie działa, a nie tworzyć kolejne prawo – mówiła europosłanka PiS.
"Samo stworzenie dyrektywy nie powoduje, że ona wejdzie w życie"
Obecne przepisy regulują kwestie odpoczynku czy przerwy, ale zmieniły się warunki. Praca zdalna to pojęcie, o którym wcześniej słyszeliśmy rzadko. - Pracujemy coraz bardziej, coraz częściej, zatem rzeczywiście pojawia się problem. jak to uregulować, ponieważ regulacji po prostu brak. Tylko pytanie, kto ma regulować: Unia czy państwa członkowskie? – zastanawia się prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN.
Unia Europejska właśnie zrobiła pierwszy krok, ale to nie oznacza, że szybko będzie następny. - Samo stworzenie dyrektywy nie powoduje, że ona wejdzie w życie. Państwa członkowskie muszą ją wdrożyć do swoich porządków prawnych, na co zazwyczaj dostają dwa lata – tłumaczy prof. Ireneusz Kamiński.
Pandemia pokazała, że w ciągu dwóch lat rzeczywistość może się diametralnie zmienić. - Tu chodzi o to, żebyśmy zaczęli od siebie, od uczenia siebie i innych o szanowaniu swojego prywatnego czasu, a wtedy żadne prawo nie będzie potrzebne – podkreśla psycholog Agnieszka Telega.
Źródło: TVN24