Zakończyło się sukcesem, więc paradoksalnie "jakby nie pasuje" do polskiej romantycznej mentalności - uważa Jan Engelgard z Muzeum Niepodległości w Warszawie. W Powstaniu Wielkopolskim nie było też spektakularnych klęsk czy olbrzymich strat. Dlaczego jest ważne?
Jeszcze w czasie zaborów w Wielkopolsce trwała walka o zachowanie polskości. Dla Prusaków region - jak stwierdził Marcin Wiśniewski z Muzeum Niepodległości w Poznaniu - był "ciekawym terenem gospodarczym", więc "robili wszystko, żeby polską historię całkowicie zniszczyć, wyplenić". To się nie udało. A gdyby germanizacja odniosła sukces, to w 1918 roku nie miałby kto chwycić za broń.
I wojna światowa przyniosła nadzieje na niepodległość. Jan Engelgard z Muzeum Niepodległości w Warszawie zwraca uwagę na fakt, że powstańcom sprzyjała koniunktura międzynarodowa, bo Powstanie Wielkopolskie wybuchło pod koniec I wojny światowej, kiedy "Niemcy były w zasadzie u progu przegranej wojny".
W grudniu 1918 roku Polski Sejm Dzielnicowy ogłosił rezolucję, w której oświadczył, że Wielkopolska jest częścią Rzeczypospolitej. Wówczas skierowane zostały tam kolejne oddziały wojska pruskiego, które miały uspokoić sytuację. Jednak pod koniec grudnia do Poznania przyjechał Ignacy Paderewski, a na ulice wyszły tłumy poznaniaków.
- Wtedy rozpoczęły się dziwne wydarzenia. To znaczy garnizon niemiecki zaczął reagować na te manifestacje patriotyczne polskie, na wywieszanie flag polskich, flag koalicyjnych. Zaczęli to zrywać - tłumaczy Engelgard, dodając, że "to powstanie samorzutnie wybuchło".
"Wielkopolska krok po kroku wraca do tej naszej odbudowującej się macierzy"
Historycy nie są w stanie ustalić, kto pierwszy strzelił 27 grudnia. Pewne jest, że strzały padły około godziny 17, a wiadomość o powstaniu błyskawicznie rozeszła się po Wielkopolsce. W miastach i na wsiach zaczęły tworzyć się polskie oddziały zbrojne.
- Ono się błyskawicznie rozprzestrzenia poza Poznań. Oddziały powstańcze organizowane ad hoc zaczynają zdobywać miasta, miasteczka i właściwie opanowują całą Wielkopolskę - opisuje Engelgard.
Wiśniewski dodaje, że z Berlina ruszyli pociągami do Poznania dodatkowi żołnierze, na Dworcu Głównym czekali jednak na nich powstańcy, którzy natychmiast ich rozbrajali.
- Te echa powstania docierają na Zachód. Tak naprawdę najcięższe walki zatrzymuje rozejm w Trewirze - dodaje Wiśniewski, wspominając, że "16 lutego 1919 roku Niemcy musieli się pogodzić z tym, że Wielkopolska zostanie stracona".
Niemcy robili jednak wszystko, by ją zatrzymać. Próbowali przekonać społeczność międzynarodową, że Poznań jest niemiecki. - To zwycięstwo w Powstaniu Wielkopolskim finalnie kończy traktat wersalski 28 czerwca 1919 roku, a Wielkopolska krok po kroku wraca do tej naszej odbudowującej się macierzy - mówi Wiśniewski, według którego "bez Powstania Wielkopolskiego nie byłoby takiej Rzeczypospolitej przedwojennej, tego dzisiejszego kształtu".
"Nie jest takie klasycznie romantyczne"
Jan Engelgard uważa, że Powstanie Wielkopolskie nie pasuje do polskiej romantycznej mentalności: - Powstanie Wielkopolskie roku 1918-1919 nie jest takie klasycznie romantyczne, to znaczy, że walczymy, przegrywamy i giniemy.
- Tutaj jest innych schemat. Walczymy, ale nie aż tak krwawo, wygrywamy, nie ma spektakularnych klęsk czy też olbrzymich strat - tłumaczy historyk dodając, że rocznice powstania obchodzone są głównie w Wielkopolsce.
"Jedno wielkie kroczące powstanie"
W rozmowie z Jackiem Stawiskim z TVN24 BiS prof. Grzegorz Nowik z Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku przekonywał, że każde powstanie na swój sposób jest romantyczne: - To są wielkie chwile wielkich uniesień.
Przypomniał jednak, że nie jest to jedyne zwycięskie powstanie. - Wszystko to, co się działo w Polsce od 10-11 listopada 1918 roku w centralnej Polsce na terenie Kongresówki, a wcześniej Galicji, to też jest powstanie - stwierdził. - To jest takie jedno wielkie kroczące powstanie - podkreślił.
Autor: pk / Źródło: tvn24