Cieszymy się, że będziemy mogli spotkać się z uczniami, ale mamy też ogromne obawy, czy ta decyzja brała pod uwagę zdrowie i bezpieczeństwo uczniów - mówił w TVN24 prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
W środę minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski poinformował, że jego resort planuje, by od 1 września dzieci w Polsce powróciły na zajęcia do budynków szkolnych. - Oczywiście chcemy, aby dzieci mogły bezpiecznie wrócić do szkół, dlatego też wyraźnie mówimy to, o czym wspomniał pan premier, główny inspektor sanitarny czy minister zdrowia. Chcemy, żeby takim podstawowym modelem pracy w nowym roku szkolnym był ten tradycyjny model, w którym dzieci spotykają się z nauczycielami, zajęcia odbywają się w szkołach i stąd planujemy, że 1 września rok szkolny rozpoczyna się tradycyjnie w szkołach - powiedział Piontkowski.
"Nie możemy bagatelizować sytuacji, z którą się codziennie spotykamy"
O decyzję ministra Piontkowskiego pytany był w środę w TVN24 prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. - Z jednej strony cieszymy się, że będziemy mogli spotkać się z uczniami, ale z drugiej strony mamy ogromne obawy, czy to jest decyzja biorąca pod uwagę zdrowie i bezpieczeństwo uczniów, czy ta sytuacja jest realną oceną poziomu zagrożenia, z którym mamy i będziemy mieli do czynienia, czy też próbą kreowania nowej rzeczywiści, która ma za wszelką cenę dać sygnał: "wszystko wraca do normy" - komentował szef ZNP.
Jak mówił związkowiec, w rozmowie z nauczycielami z Podkarpacia usłyszał, że "jest duża obawa w sprawie powrotu do szkół, jeżeli nie mamy informacji, czy wszyscy będą mieli zagwarantowany dostęp do środków higieny, czy ta odległość, dystans będą zachowane. Jak będzie rozwiązana kwestia żywienia". - Minister powiedział bardzo optymistycznie, ale w moim przekonaniu jest to próba ratowania własnego stołka za wszelką cenę, kosztem zdrowia uczniów i rodziców - powiedział.
Broniarz zapewniał, że chciałby, "żeby sytuacja wróciła do normy, bo lżej się pracuje w klasie, ale nie możemy bagatelizować sytuacji, z którą się codziennie spotykamy".
Broniarz: dziecko to nie jest zakonnik
Zapytany o to, czy decyzja ministra była konsultowana ze związkami zawodowymi, odpowiedział, że "minister nie miał obowiązku konsultowania tego ze związkami zawodowymi".
- Tutaj nie ma żadnych wytycznych, tutaj jest dyrektywa. Wszystko wraca do normy, bo ma być dobrze. Tutaj nie było rozmów, nie było konsultacji, nie było próby symulacji, zbudowania procedur na wszelki wypadek - mówił prezes ZNP.
Sławomir Broniarz zwrócił uwagę, że "dziecko to nie jest zakonnik, który z brewiarzem w ręku będzie spacerował po korytarzu i zachowa dystans". - Wiele z nich nie widziało się od wielu miesięcy. To jest kreowanie nowej rzeczywistości, próba budowania iluzji, że oto dziecko przyjdzie do szkoły, zdezynfekuje ręce i zachowa dystans - dodał.
Dyrektorka szkoły o tzw. drugim wariancie
Do decyzji ministerstwa odniosła się także na antenie TVN 24 Danuta Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. - Dopiero dostałam sygnał, że konkretne rozporządzenia, konkretne szkolenia dla dyrektorów odbędą się w drugiej połowie sierpnia - powiedziała.
- Jest to dla mnie termin bardzo naglący, ponieważ już dziś należy rozpocząć przygotowania. Co prawda mam zielone światło do rozpoczęcia przygotowywania procedur i regulaminów, ale nie mam wiedzy, jakie procedury i jakie regulaminy muszę przygotować - zwróciła uwagę pani dyrektor.
Jak zaznaczyła, w swojej szkole chciałaby wprowadzić "tak zwany drugi wariant, czyli nauczanie hybrydowe". - Uważam je za najbardziej wskazane w takim miejscu jak Warszawa, gdzie zachorowań jest dosyć dużo - powiedziała.
"Nauczyciele 50-60 plus staną przed grupą młodzieży bez żadnych zabezpieczeń"
- Moi nauczyciele są rozgoryczeni, że w tej chwili, gdziekolwiek się udajemy, jest dystans społeczny, są maseczki. Natomiast nauczyciele 50-60 plus staną przed grupą młodzieży bez żadnych tego typu zabezpieczeń - zwróciła uwagę dyrektor warszawskiej podstawówki.
Danuta Kozakiewicz wskazała na rozwiązanie przygotowane przez MEN, przewidujące możliwość wydania własnego zarządzenia przez dyrektora szkoły. - Ja wydam zarządzenie, mówiące o tym, że po opuszczeniu klasy, czyli w momencie przejścia do innego pomieszczenia, zakładamy maseczkę. W trakcie zajęć można być bez maseczki, natomiast wychodząc, będzie trzeba ją zakładać - mówiła.
- Jest to olbrzymia odpowiedzialność i mam wątpliwości, czy będąc historykiem, mam wystarczającą wiedzę związaną z COVID-19, żeby taką decyzję podejmować - wskazała. Jak dodała, na jej barki "spada podwójna odpowiedzialność, bo odpowiada i za dzieci, i za nauczycieli".
- Jesteśmy rozsądną grupą społeczną, która będzie robiła wszystko, żeby nikogo nie narażać na zbędne niebezpieczeństwo, ale niestety sami na takie niebezpieczeństwo będziemy narażeni - dodała.
"Zachowanie dystansu między dziećmi jest trudne"
Dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Białymstoku Piotr Górski w rozmowie przypomniał, że jego placówka posiada oddziały integracyjne, co wiąże się ze zwiększoną liczbą nauczycieli i pracowników administracji".
Jak zauważył, "przy tak dużej liczbie dzieci i pracowników", która przekracza dziennie 1500 osób, nie wyobraża sobie "zachowania dystansu".
- Mieliśmy doświadczenia z ubiegłego roku przy prowadzeniu zajęć opiekuńczo-wychowawczych w świetlicy, które pokazały, że zachowanie dystansu między dziećmi jest trudne - zaznaczył Górski.
- Dzieci są dynamiczne, spontaniczne, chcą być ze sobą, mieć kontakt z nauczycielem, wychowawcą. Nawet nie rozumieją, dlaczego należy się izolować, być w pewnej odległości od siebie. Korytarze wąskie, klatki schodowe wąskie. Nie ma takich możliwości - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock