Dałem tym ludziom mówić, publicznie wyrazić swój ból - tak Jan Pospieszalski broni się przed krytyką Rady Etyki Mediów. Oburzenie Rady wywołał jego program "Warto rozmawiać" i wyemitowany w nim film "Solidarni 2010", który, jej zdaniem, "relacjonując w dniach żałoby wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim naruszył zasady obiektywizmu, szacunku i tolerancji"
Pospieszalski zapewnił, że wszystkie wypowiedzi w filmie miały spontaniczny charakter i nie były reżyserowane. - Dałem tym ludziom mówić. Atak wywołało to, że mogli publicznie wyrazić swój ból. Mówili oni o trosce o Polskę, swoim szacunku do urzędu prezydenta i przywiązaniu do instytucji państwa. Dopiero później wypowiadali krytyczne słowa pod adresem przeciwników prezydenta wymieniając z nazwiska tych, co szydzili z Lecha Kaczyńskiego - argumentował publicysta.
I odbił piłeczkę. - To niepokojące, że Rada Etyki Mediów uczestniczy w medialnej operacji dyskredytowania autorów filmu 'Solidarni 2010' za to, że mieli odwagę wyjść i szczerze rozmawiać z ludźmi - stwierdził i dodał, że po tym oświadczeniu "naprawdę wątpi w jakość polskiej demokracji".
REM kontra publicysta
"Rada Etyki Mediów podziela oburzenie wielu widzów, którzy je sygnalizowali, sposobem relacjonowania przez Jana Pospieszalskiego w TVP1 przeżyć ludzi przychodzących w dniach żałoby pod Pałac Prezydencki" - napisała w wydanym dziś komunikacie Rada Etyki Mediów (REM). "W relacjach tych pojawiały się oskarżenia pod adresem przeciwników prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stwierdzenia, że Polska nie jest krajem demokratycznym, sugestie spiskowe dotyczące katastrofy pod Smoleńskiem" - przypomniała REM.
"Pospieszalski reagował na takie wypowiedzi aprobująco"
Rada zauważyła przy tym, że "redaktor Pospieszalski reagował na takie wypowiedzi aprobująco, powtarzając niektóre, oddając głos dwukrotnie tym samym interlokutorom, co miało znamiona manipulacji". "W opinii REM naruszył zapisane w Karcie Etycznej Mediów zasady obiektywizmu, a także szacunku i tolerancji, co jest szczególnie naganne w sytuacji dramatycznych i bolesnych przeżyć całego społeczeństwa" - orzekła REM. Rada nie była jednomyślna w tej sprawie. Zdanie odrębne zgłosili Tomasz Bieszczad i Teresa Bochwic.
Magdalena Bajer, przewodnicząca Rady Etyki Mediów, powiedziała we wtorek, że do REM napłynęło wiele skarg w związku z relacjami Pospieszalskiego. - Było dużo zgłoszeń telefonicznych, sms-owych, mailowych - powiedziała.
Burza w mediach
W dniach żałoby narodowej po katastrofie pod Smoleńskiem, Jan Pospieszalski nagrywał wypowiedzi osób gromadzących się przed Pałacem Prezydenckim. Część z nich została wyemitowana w jego programie "Warto rozmawiać". Z nagrań powstał też film dokumentalny autorstwa Ewy Stankiewicz i Pospieszalskiego "Solidarni 2010". Wśród wyemitowanych wypowiedzi znaczące były głosy wyrażające podejrzenie, że katastrofa nie była przypadkiem, mnożyły się podejrzenia, że mógł to być zamach, powtarzały się oskarżenia pod adresem Rosjan.
Program Pospieszalskiego wywołał dyskusję w mediach, a SLD zażądał, by film "Solidarni 2010" oceniła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Sojusz zażądał też, by filmem zajęła się sejmowa komisja kultury. SLD zarzucił, że produkcja "tworzy pełne obsesji obrazy" i "znacząco odbiega od standardów, jakich oczekuje się od mediów publicznych" oraz "zupełnie bezpodstawnie wykorzystuje śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego do partyjnej kampanii" i pokazuje "jednoznaczną, przekoloryzowaną rzeczywistość, wygodną dla polskiej prawicy".
"Zbliżamy się coraz bardziej do Białorusi"
Pospieszalskiego bronił natomiast biskup kielecki Kazimierz Ryczan. W homilii podczas mszy sprawowanej 3 maja z dezaprobatą odniósł się do komentarzy internautów, którzy domagali się odwołania redaktora TVP Jana Pospieszalskiego. - Zbliżamy się coraz bardziej do Białorusi - skwitował te oskarżenia bp Ryczan.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org