Poseł PO chce na polskich drogach sprawiedliwości społecznej i zapowiada, że będzie walczył o wprowadzenie tzw. mandatów progresywnych, w których wysokość kary zależałaby od zarobków kierowcy – informuje dziennik "Polska". Henryk Siedlaczek odwołuje się do Finlandii, gdzie kierowcy płacą mandaty proporcjonalne nie tylko do ich zarobków, ale i tego, ile osób mają na utrzymaniu.
- Bogaci kierowcy powinni płacić za łamanie przepisów więcej niż kierowcy biedni – mówi w rozmowie z "Polską" Henryk Siedlaczek, śląski parlamentarzysta PO. - No bo jaka to sprawiedliwość, jeśli zarówno emeryt dostający na miesiąc tysiąc złotych, jak bogacz zarabiający parędziesiąt tysięcy płacą 200-złotowy mandat? - pyta retorycznie poseł.
Mandat w zależności od dochodu
No bo jaka to sprawiedliwość, jeśli zarówno emeryt dostający na miesiąc tysiąc złotych, jak bogacz zarabiający parędziesiąt tysięcy płacą 200-złotowy mandat? Henryk Siedlaczek, poseł PO
Interpelację w tej sprawie poseł złożył już w Sejmie, a odpowiedź Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ma poznać w połowie miesiąca.
Jak informuje dziennik "Polska", Henryk Siedlaczek odwołuje się do rozwiązań od lat funkcjonujących w Finlandii. W kraju tym bezrobotny za przekroczenie prędkości powyżej 20 km/h płaci minimum 115 euro. Górnej granicy nie ma, ale w praktyce – czytamy w dzienniku - biednych się oszczędza, a bogatych łupi.
Bogacz zapłacił 170 tys. euro za szybką jazdę
W 2004 roku głośny był przypadek Jussiego Salonoja, jednego z najbogatszych Finów (potentata w branży mięsnej). Salonoja dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość i zapłacił aż 170 tys. euro mandatu.
Przy wypisywaniu mandatów fińscy policjanci posiłkują się danymi z centralnego rejestru podatkowego.
Źródło: "Polska The Times"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24