Rok temu usłyszała o nim cała Polska, gdy ruszył furmanką z Katowic nad morze. Dziś Jan Holewik płacze, bo oba jego ukochane konie - Kuba i Myszka - nie żyją. Na wybiegu poraził je prąd. Holewik wielokrotnie interweniował, że kable energetyczne są za blisko drzewa.
Prąd poraził zwierzęta w nocy. Na ich wybieg spadły zerwane przez konary kable energetyczne. Jan Holewik swoje konie znalazł rano, gdy jak co dzień przyszedł je nakarmić. Od kilku godzin już nie żyły.
Rok temu już zgłaszano, że kable przechodziły przez koronę drzewa. A powinny być metr od jakichkolwiek gałęzi. - Szkodę naprawimy i jednocześnie sprawdzimy, co się stało w naszej firmie, co zawiodło. W grę wchodzi czynnik ludzki - informuje Tomasz Topola z Tauron Dystrybucja, dostawcy energii w miejscu, w którym doszło do tragedii.
Furmanką 1800 km
Konie - Kubę i Myszkę - Holewik kupił za swoje oszczędności utrzymywał z dodatkowo zarobionych pieniędzy, bo od kilku lat jest na emeryturze.
W ubiegłym roku wszyscy razem zostali bohaterami "Faktów TVN", gdy podróżowali furmanką nad morze - z Katowic do Ustki i z powrotem. Podróż zajęła blisko 3 miesiące. Furmanką Jan Holewik pokonał 1800 kilometrów. - Obiecałem Kubusiowi, że zamoczy kopytka w morzu i jedziemy zamoczyć te kopytka - opowiadał wtedy.
Dziś czeka na wyjaśnienia, odszkodowanie i płacze po swoich koniach.
Autor: twis//kdj/k / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN