Na wyborczej mapie nasz kraj jest wyraźnie podzielony na zwolenników dwóch wizji Polski. Tej Kaczyńskiego i tej Komorowskiego. Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z Polską A i Polską B, dwiema krainami, w których ludzie żyją na innym poziomie i to wpływa na ich wyborcze decyzje?
Zdaniem dr Mariusza Kowalskiego z Polskiej Akademii Nauk, który od lat bada zależności między położeniem geograficznym a sympatiami politycznymi, rozkład głosów w Polsce to nie przypadek, ale też nie wynik różnic ekonomicznych.
Wszystko przez uwłaszczenie?
Większy wpływ mają czynniki kulturowe. Najistotniejszą różnicą jest fakt, że mobilność środowisk rolniczych na zachodzie sprawiła, że nie są one tak tradycyjne jak rolnicy na wschodzie i w centrum kraju. Jest to spowodowane zamierzchłą już historią - rozbiorami, a dokładniej tym, jaką politykę prowadzili zaborcy.
- Duże znaczenie miała reforma rolna, czyli uwłaszczenie, o którym się na historii uczymy. Powstały małe gospodarstwa rolne na wschodzie, które sprzyjały utrwalaniu tradycyjnych wartości i latyfundia na zachodzie, które zmuszały do przeprowadzek i zmieniały strukturę społeczną - tłumaczy dr Kowalski.
Podział niezbyt głęboki
Tę teorię mają potwierdzać wyjątki na wyborczej mapie. - Struktury tradycyjne gdzieniegdzie się na zachodzie zachowały, np. Kaszuby są taką wyspą poparcia dla Kaczyńskiego - dodaje naukowiec. Podobnie jest na "Ścianie Wschodniej", gdzie w kilku powiatach zdecydowanie wygrał Bronisław Komorowski. Powód - to tereny zamieszkane przez wyznawców prawosławia. - Im model Polski tradycyjnej, katolickiej nie odpowiada - tłumaczy dr Kowalski.
Mimo tych różnic w żadnym razie nie należy Polski dzielić na dwie antagonistyczne części. - To jest tylko tak, że w tej jednej części jest trochę więcej tych, a w drugiej tych - podkreśla badacz. Do prawdziwych podziałów takich jak w Belgii, we Włoszech, w Hiszpanii, czy na Ukrainie, Polsce jest bardzo daleko.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24