Od kilku godzin polscy himalaiści, którzy we wtorek jako pierwsi zdobyli zimą szczyt Broad Peak, próbują bezpiecznie zakończyć wyprawę. Sytuacja jest "ekstremalnie trudna", z dwoma wspinaczami nie ma od świtu kontaktu. Uznano ich oficjalnie za "zaginionych". - Decyzja o przerwaniu ataku jest zawsze najtrudniejsza. Nie oceniajmy tego, że postanowili kontynuować wspinaczkę (mimo późnej pory) - apeluje Artur Hajzer, kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015".
Polscy himalaiści, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka po zdobyciu szczytu Broad Peak spędzili noc na przełęczy na wysokości 7900 m. Od godz. 4 rano polskiego czasu, czyli 8 czasu lokalnego, nie ma z nimi żadnego kontaktu. Wiadomo jednak, że Berbeka schodził do obozu IV. O losie Tomasza Kowalskiego nie wiadomo było nic.
Przed godz. 10 polskiego czasu Artur Hazjer poinformował, że obaj polscy himalaiści "zostali uznani za zaginionych". W rozmowie z TVN24, jeszcze przed podaniem tej informacji, przyznawał, że środowy poranek zaczął się "beznadziejnie", ale jest dobrej myśli i o to samo apeluje do innych. - To wszystko nie brzmi dobrze. Choć pogoda sprzyja, bo warunki są nadal bardzo dobre - mówił.
Brak kontaktu z dwoma schodzącymi polskimi himalaistami biorę za "dobrą monetę", mówił po godz. 9. - Przez całą noc był kontakt z Tomkiem, a nie było z Maciejem. Oni biwakowali kilkanaście metrów od siebie. Dzisiaj sytuacja jest odwrotna - zaznaczał Hajzer. Jak dodawał, pogoda jednak powoli "się kończy". - Nadciąga huragan zimowy. To wszystko powoduje że boimy się. Delikatnie mówiąc.
"Oni wiedzą, że najwięcej wypadków jest podczas zejścia"
Kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015" przyznaje, że polscy alpiniści decydując w środę o kontynuowaniu ataku na szczyt mimo dużych trudności "zaryzykowali". Apeluje jednak, by powstrzymać się przed pochopnymi ocenami. - To jest zawsze najtrudniejsza decyzja. Na pewno wpływ na kontynuowanie wspinaczki miała bardzo dobra pogoda. To prawda, że najwięcej wypadków zdarza się podczas schodzenia. Ale oni o tym wiedzą - podkreślał w TVN24.
Przed godz. 18:30 czasu lokalnego cała czwórka powinna zacząć schodzić do kolejnego, położonego na wysokości 7150 m. n.p.m. obozu III, żeby - jak mówił Hajzer - "sytuacja nie zmieniła się ze złej w jeszcze gorszą". - To, co mogą zrobić teraz Artur Małek i Adam Bielecki to wypatrywać kolegów (...). Nie sądzę, żeby mogli wejść na górę, bo też są krańcowo zmęczeni. (...) Maciek (Berbeka - red.) jest dowodem na to, że taki biwak można przeżyć, bo dokładnie to samo, w tym samym miejscu, przydarzyło mu się 25 lat temu. Tylko, że wtedy szczytu nie udało mu się zdobyć - powtarzał Hajzer.
Autor: ŁOs/iga/k / Źródło: TVN 24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: polskihimalaizmzimowy.pl