Napadł na co najmniej pięć młodych kobiet, jedną zgwałcił. Atakował je ciężką stalową rurką, zadając ciosy w głowę. Prokuratorom miał przyznać, że odczuwał później "wyrzuty sumienia". Według sąsiadki, napastnik był "dobry, spokojny i życzliwy".
45-letni mieszkaniec Chorzowa napadł na kobiety w Katowicach. Pierwszy atak miał miejsce w październiku 2012 roku. Według policji typował ofiarę na przystanku, po czym podążał za autobusem samochodem. Gdy ofiara wysiadała, ruszał za nią i atakował. Nazywał to "polowaniem". Łącznie napadł na pięć młodych kobiet. Wszystkie ogłuszał, zadając ciosy ciężką stalową rurką w głowę, powodując poważne obrażenia. Jedną z ofiar zgwałcił, pozostałe porzucił, prawdopodobnie spłoszony przez przechodniów. Zatrzymano go pod koniec kwietnia, prawdopodobnie podczas kolejnego "polowania".
"Żadnych awantur nie było"
- Podczas przesłuchań wyrażał skruchę. Twierdzi, że po napadach odczuwał silne wyrzuty sumienia - mówi Paweł Marcinkiewicz z Prokuratury Rejonowej Katowice Północ. - Twierdzi, że mógłby nawet być ojcem swoich ofiar, bo jego dziecko jest w podobnym wieku - dodaje prokurator. Śledczy są przekonani, że ataki były motywowane seksualnie. Mężczyzna był notowany wcześniej za obnażanie się i od kilku lat leczył się farmakologicznie na ograniczenie popędu. - Przyznał się, że przed atakami celowo odstawiał leki - mówi Marcinkiewicz. Napaści na kobiety miały być "ucieczką" od problemów osobistych.
Sąsiadka mężczyzny, z którą rozmawiała reporterka TTV, jest bardzo zaskoczona zatrzymaniem. - To bardzo dobry, spokojny i życzyliwy człowiek był. Wspaniały. Żadnych awantur nie było, nawet podniesionego głosu - twierdzi kobieta. Śledczy przypuszczają, że ofiar gwałciciela może być więcej i proszą o informacje.
Autor: mk//kdj/k / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV