Lukratywne stanowisko w banku, możliwość wskazania prezesa energetycznego giganta, spokój od działań służb i wielogodzinne rozmowy z prezesem PiS i premierem - to tylko niektóre kulisy walki PiS o utrzymanie większości w Sejmie. To pod znakiem tej walki stał w polskiej polityce mijający rok.
Jest czwartek, 23 grudnia. Ważny poseł PiS jest akurat w kuchni, ale przerywa na chwilę przygotowania do Wigilii, by porozmawiać o tym, jak obóz władzy przez cały 2021 rok walczył o utrzymanie większości.
- Walka została wygrana? - pytamy.
- Do końca roku jeszcze trochę. Paweł Kukiz jest niestabilny. Po paru lampkach szampana może zmienić zdanie - ironizuje poseł, nawiązując do zmienności lidera Kukiz’15, który od maja wspiera rządową większość.
Prawo i Sprawiedliwość musi o nią walczyć od dnia, gdy poza Zjednoczoną Prawicą znalazło się Porozumienie Jarosława Gowina, któremu udało się zablokować pomysł przeprowadzenia wyborów kopertowych w 2020 roku. Już od tego czasu Jarosław Kaczyński - jak słyszymy w źródłach zbliżonych do PiS - chciał się pozbyć Gowina z koalicji bez utraty większości w Sejmie. Udało się to w sierpniu, gdy wicepremier został zdymisjonowany, o czym miał się dowiedzieć z mediów.
PiS przy pomocy Adama Bielana przejęło część jego posłów. Reporterzy "Faktów" TVN i portalu tvn24.pl przyjrzeli się kulisom walki o utrzymanie większości przez PiS, która trwała cały rok.
Reporter nakrywa posła u premiera
13 kwietnia, wieczór. W Sejmie pojawia się pogłoska, że następnego dnia kilku posłów ma ogłosić odejście z klubu parlamentarnego PiS. Wśród nich ma być wieloletni parlamentarzysta Andrzej Sośnierz.
Dzwonimy do posła, który jest znany z tego, że potrafi się dystansować od linii rządu.
- Jestem w czasie spotkania z premierem. Nie bardzo mogę rozmawiać - szepcze do słuchawki Sośnierz.
- Jutro chce pan ogłosić odejście z klubu PiS? - pytamy.
- To nieprawda - zaprzecza polityk.
- Rozmowy się toczą, ale decyzji nie ma? - dopytujemy.
- Tak - przyznaje polityk. Dwa tygodnie później odchodzi z klubu PiS. Ale o tym za chwilę.
- Sośnierz był wtedy na rozmowie z premierem, który go przekonywał, by nie odchodził z klubu. Andrzej długo hamletyzował. Można było odnieść wrażenie, że liczy na stanowisko ministra zdrowia albo szefa NFZ-u - mówi nasz informator.
Kolejna próba odebrania większości
Poważne perturbacje obozu rządzącego zaczęły się znacznie wcześniej - w listopadzie 2020 roku.
- Dziś odchodzę z PiS. Nie jesteśmy uciekinierami, jesteśmy bohaterami. To grupa kilku osób. Rozmawiamy o nazwie koła - ogłasza wtedy Lech Kołakowski, jeden z piętnastu posłów PiS zawieszonych w prawach członka partii po głosowaniu przeciwko tzw. piątce dla zwierząt.
Kołakowski w akcie sprzeciwu odchodzi z PiS i zostaje posłem niezrzeszonym. Bezskutecznie próbuje założyć koło parlamentarne, którego powstanie miało pozbawić PiS większości w Sejmie.
W kwietniu 2021 roku - jak ustaliliśmy - Kołakowski podejmuje kolejną próbę wyciągnięcia posłów z klubu PiS i stworzenia koła z pomocą kilku parlamentarzystów noszących się z zamiarem porzucenia partii matki.
Według naszych informacji Kołakowski rozmawiał z Małgorzatą Janowską i Arkadiuszem Czartoryskim (wtedy w klubie PiS) oraz Agnieszką Ścigaj (wówczas niezrzeszoną).
Czartoryski: - Rozmawialiśmy w maju z posłem Lechem Kołakowskim, bo się przyjaźnimy. W rozmowach uczestniczyli też posłanka Małgorzata Janowska, Andrzej Sośnierz i Zbigniew Girzyński.
Lech Kołakowski pytany wtedy przez nas, czy zamierza stworzyć koło poselskie, odpowiedział: - Trwają rozmowy. Dopóki nie ma podpisanych dokumentów, to na razie tego bytu nie ma, ale sytuacja jest otwarta. Jesteśmy po wielu rozmowach. Zmierza ku finałowi.
Z planu Kołakowskiego jednak ponownie nic nie wychodzi.
Koło o nazwie Polskie Sprawy udaje się za to stworzyć Agnieszce Ścigaj. W jego skład wchodzą Paweł Szramka oraz Andrzej Sośnierz, który odchodzi z klubu PiS, ale pozostaje w Porozumieniu Jarosława Gowina.
Posłanka stawia warunek
Sejm. 25 czerwca. Girzyński, Czartoryski i Janowska informują, że opuszczają klub PiS i również zakładają własne koło poselskie "Wybór Polska". Ich decyzja oznacza, że PiS ma 229 posłów i traci większość w Sejmie, do której potrzeba 231 głosów.
Janowska podkreśla, że nie zgadza się z podejściem PiS do energetyki konwencjonalnej. - Chcę walczyć o energetykę. Pochodzę z Bełchatowa. To miasto, które jest sercem energetyki - dodaje.
28 czerwca. Rozmawiamy z informatorem, który zna kulisy walki o odzyskanie większości przez PiS.
- Janowskiej zaproponowano spotkanie z premierem. Postawiła warunek zaporowy: powiedziała, że się zgodzi porozmawiać z Morawieckim, jeśli zostanie odwołana prezes PGE GiEK, z którą była skonfliktowana - mówi tvn24.pl osoba, która zna kulisy rozmów z posłanką.
To oznacza, że Janowska chciała mieć wpływ na wybór swojego szefa. Nie jest ona posłanką zawodową, jest za to zatrudniona w PGE GiEK.
Warunek spełniony
30 czerwca. Wioletta Czemiel-Grzybowska, kierująca dotąd największym wytwórcą energii w Polsce, zostaje odwołana ze stanowiska przez radę nadzorczą. "Puls Biznesu" pisze, że przyczyny odwołania prezes PGE GiEK są "czysto polityczne".
- Po tej dymisji Janowska spotkała się z premierem i ostatecznie zgodziła się na powrót do PiS, jeśli na następcę prezes PGE GiEK zostanie powołany wskazany przez nią człowiek: Andrzej Legeżyński - tłumaczy nasz informator.
- Tylko taki warunek? - dopytujemy.
- Tak, pracowała z nim wcześniej, dobrze się znają. Jak Legeżyński zostanie prezesem, to będzie miała wpływ na wiele ważnych decyzji w spółce. Przede wszystkim na politykę kadrową - wyjaśniał nasz rozmówca.
Tak też się stało - na początku sierpnia rada nadzorcza powołała Legeżyńskiego na prezesa.
Małgorzata Janowska nie odpowiedziała na prośbę o rozmowę na temat jej powrotu do klubu PiS, ani na wysłane SMS-em pytania dotyczące stawianych przez nią warunków.
"Jakieś … 140 tysięcy złotych?"
1 lipca. Siedziba PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Jaroslaw Kaczyński ogłasza powrót Lecha Kołakowskiego do PiS.
- Od tej chwili można powiedzieć, że klub PiS ma z powrotem 230. Sądzę, że niedługo będzie miał więcej - mówi szef PiS.
Zdaniem naszego rozmówcy, który znał przebieg rozmów, można było odnieść wrażenie, że Kołakowski już od kwietnia, gdy prowadził rozmowy o wyciągnięciu posłów z klubu PiS, był z partią Kaczyńskiego dogadany co do swojego powrotu.
Krótko po konferencji z prezesem Kołakowski dostaje pracę jako doradca zarządu w państwowym banku. Rezygnuje z niej w listopadzie, czyli po zaledwie 4 miesiącach i przyjmuje nowe stanowisko - wiceministra rolnictwa.
- To był jego cel od początku - mówi nam polityk PiS-u, znający kulisy odejścia Kołakowskiego. Bank Gospodarstwa Krajowego miał być tylko przystankiem, tyle że zarobił na nim tyle, co ja w Sejmie przez cały rok. Jakieś… 140 tysięcy złotych? - wylicza nasz rozmówca. Inny opowiada, że w partii bardzo źle przyjęto wieści, iż "Leszek rezygnuje z sejmowej pensji" i że dzięki "Mateuszowi [Morawieckiemu - red.] będzie teraz bogacił się w banku".
- Wiemy, że takie głosy dotarły do szefa. Jak zareagował? - dopytujemy. Słyszymy, że Kaczyński się skrzywił, rozłożył ręce i powiedział, że jak przyprowadzą mu nowych posłów, to on chętnie ich zamieni. - I po sprawie. Taka jest cena większości - dopowiada nasz rozmówca.
Z Lechem Kołakowskim osobiście rozmawialiśmy w ostatnich miesiącach wielokrotnie. Ale poseł nie chciał ujawnić, ile miesięcznie zarabiał jako doradca w państwowym banku. Po tym, jak został wiceministrem, przyznał jedynie, że teraz "przeszedł na niższe wynagrodzenie". Według różnych źródeł na tym stanowisku miesięczne zarobki w BGK wynoszą około 35 tysięcy złotych.
Na temat zarobków posła nie chciała się też wypowiadać Beata Daszyńska-Muzyczka, prezes BGK.
Poseł jak galareta, Kaczyński przeprasza
7 lipca. Media dostają informację, że w siedzibie PiS oświadczenie wygłosi sam Jarosław Kaczyński. Nieoficjalnie dziennikarze słyszą, że prezes PiS poinformuje o powrocie dwojga posłów: Arkadiusza Czartoryskiego i Małgorzaty Janowskiej.
Pół godziny przed zapowiedzianą konferencją Janowska zapada się jednak pod ziemię. Ma wyłączony telefon i nie pojawia się na sali konferencyjnej w siedzibie PiS. Kaczyński wychodzi na scenę tylko w towarzystwie Czartoryskiego.
- Już mamy większość, mamy 231 posłów. Pan poseł Czartoryski wraca do naszego klubu - oświadcza lider PiS. Dodaje, że chce "publicznie przeprosić" posła za działania służb wobec niego, bo "sprawy długo się ciągnęły, poszły zbyt daleko".
We wrześniu 2020 roku do domu Czartoryskiego weszli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Chodziło o sprawę zamówień zlecanych przez spółkę PGE Dystrybucja jednej z prywatnych firm z siedzibą w Ostrołęce.
- Czartoryski był jak galareta. Bał się, że mu znów wejdą do domu o 6 rano. Dlatego był dla PiS najłatwiejszy do złamania. Wracając do partii, kupił sobie spokój - mówi nasz informator.
12 dni przed publicznymi przeprosinami Jarosława Kaczyńskiego, gdy Czartoryski odchodził z PiS, rzeczniczka tej partii Anita Czerwińska przypomniała, że "toczy się sprawa", a on sam "formułował takie oczekiwania wobec szefostwa, kierownictwa partii, klubu, żeby jakby tę sprawę omawiać". - Niestety politycy nie mogą ingerować w niezależne postępowanie - przekonywała wówczas Czerwińska.
Poseł odpowiedział na te słowa rzeczniczce PiS następnego dnia w wywiadzie dla "Do Rzeczy". "Partia opuściła nas znacznie wcześniej, a nie my partię. Panuje tam zarządzanie poprzez zastraszanie i wczorajsza wypowiedź pani Czerwińskiej jest tego dowodem, bo posłowie usłyszeli: "Spróbuj się wychylić, to wpadnie do ciebie CBA". To jest sytuacja, w której nie da się normalnie funkcjonować" - oburzał się w wywiadzie.
Krótko potem nastawienie diametralnie się zmieniło.
"Prezes dobrze się wczuł"
W rozmowie z tvn24.pl Czartoryski tłumaczy swój powrót tak: "Byłem w sporze z rządem o plan budowy nowej elektrowni Ostrołęka i to się nie zmieniło. To miała być najczystsza elektrownia. Zapadła jednak decyzja o budowie elektrowni gazowej, więc oceniam to pozytywnie. Dostaliśmy potwierdzenie budowy trzeciego mostu dla Ostrołęki. To były tematy moich rozmów z kierownictwem PiS. Moje postulaty zostały wysłuchane".
- A działania służb wobec pana? W PiS można usłyszeć, że bardzo negatywnie na pana wpłynęły - zauważamy.
- Prezes Kaczyński na konferencji dobrze się wczuł w to, co mnie spotkało. Ale czas minął, trzeba mieć twardą skórę - odpowiada poseł.
- Ale dlaczego Małgorzata Janowska nie pojawiła się na konferencji z Czartoryskim? - pytamy rozmówcą, który zna kulisy powrotu obojga polityków do obozu rządzącego.
- Miała się pojawić, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i była nieuchwytna. Dzięki temu mogła wynegocjować więcej i wrócić na osobnej konferencji tylko z prezesem - wyjaśnia nasz informator.
Dodaje, że posłanka zdecydowała się na powrót po długiej rozmowie z Morawieckim i Kaczyńskim.
Masowanie w willi premiera
Według naszych źródeł w PiS oprócz możliwości pokazania się na wspólnej konferencji z Jarosławem Kaczyńskim to możliwość odbycia długiej rozmowy z prezesem PiS jest jednym ze sposobów na przekonanie polityków do powrotu do obozu władzy.
- Takie spotkania odbywają się na przykład w willi premiera przy ulicy Parkowej. Są tam Kaczyński, Morawiecki. Rozmowy trwają długo - wyjaśnia nasz informator.
- Kaczyńskiemu zależało, żeby z każdym posłem rozmawiać indywidualnie. Każdego wyczuć i wybadać jego oczekiwania i problemy. Oni czuli się wyróżnieni i ważni, on uważał, że łatwiej kontrolować i opanować pojedynczych posłów niż grupę nawet trzech, czterech, która znowu będzie mu grozić wyjściem i szantażować - opisuje nastroje w wokół prezesa w tamtym czasie jeden z jego współpracowników.
- Inna sprawa, że jak dojdzie już do pisania list [wyborczych - red.], to Jarek będzie pamiętał każdy, nawet mały szantaż. I ręka mu nie zadrży, żeby taki poseł już więcej dobrego miejsca nie dostał. Albo w ogóle żadnego - dodaje.
Poseł PiS: - Taka kilkugodzinna rozmowa to masowanie tych, którzy przychodzą do PiS. Takie traktowanie tych, którzy odeszli i wracają, wywołuje absmak u nas i nie poprawia atmosfery w partii. Większość wieloletnich posłów PiS nie ma szans, by dostać się na rozmowę z prezesem. Są równi i równiejsi. To tak, jakby był PiS dwóch prędkości.
Posłanka na stanowisku
Małgorzata Janowska ostatecznie 13 lipca dostała "swoją" konferencję tylko z prezesem PiS i Adamem Bielanem, do którego partii przystąpiła.
- Poróżnił nas stosunek do pewnych spraw odnoszących się do energetyki, Bełchatowa, przyszłości tego miasta. Ale doszliśmy tutaj do porozumienia, bardzo konkretnego, uczestniczył w tym także pan premier - powiedział Kaczyński.
Podkreślił, że Janowska wróciła do klubu parlamentarnego PiS, który liczy dzięki niej 232 szable i podziękowała liderowi partii i premierowi za "bardzo długie dyskusje o energetyce".
13 grudnia, czyli pięć miesięcy po konferencji, może się sprawdzić na wyższym stanowisku w energetyce - zostaje dyrektorem ekonomiczno-finansowym Elektrowni Bełchatów, która wchodzi w skład PGE GiEK.
Obrotowa posłanka
- Nie kasa, nie stanowiska, a uścisk dłoni prezesa Jarosława Kaczyńskiego i wpływy w okręgu - tak o transferze Moniki Pawłowskiej z Lewicy, przez Porozumienie Jarosława Gowina, do PiS-u opowiada nam człowiek znający kulisy rozmów. Według naszego informatora posłance zależało głównie na tym, by w kolejnej kampanii wyborczej do jej okręgu ze wsparciem przyjechali prezes i premier. A dziś, by uzyskała wpływ na obsadę stanowisk w ramach Społecznej Inicjatywy Mieszkaniowej. To ma być spółka do budowania mieszkań z niskim czynszem w Lublinie. Wszystko to dostała, zapewnienie o starcie w wyborach - też.
Gdy pytamy o spotkanie Pawłowskiej z Kaczyńskim i Morawieckim, nasz rozmówca wyraźnie się ożywia. - Pawłowska nie miała problemu, by wygłaszać tam skrajnie prawicowe opinie. Wręcz homofobiczne - słyszymy. Tak jakby to ona chciała, żeby prezes ją przyjął. I nie kojarzył już nigdy z lewicą i Wiosną Roberta Biedronia.
Pawłowska miała też po drodze przystanek, tyle że u boku Jarosława Gowina. - Szczerze? Na początku oceniałem ją bardzo pozytywnie. Uważałem, że jest lojalna wobec nas - opowiada jeden z ludzi Porozumienia. Było nawet takie spotkanie, kolacja z naszymi posłami, którzy mieli dopiero przejść albo już grali z Adamem Bielanem. I Monika tam była. Ale potem przyszła do nas i opowiadała, co tam się działo. Kto był, kto nie. Ale pewnie dlatego mówi się o niej dziś w Sejmie "obrotowa", bo potem znowu zawróciła i dołączyła do nich.
Drogę, jaką przeszła posłanka Pawłowska, dobrze pokazuje jej stanowisko w sprawie ustawy lex TVN. "Haniebne czasy jednej partii, jednej telewizji już słusznie minęły. My jako Porozumienie nie zagłosujemy za ustawą dt. TVN" - to wpis z 27 lipca. I rzeczywiście, 11 sierpnia, już jako posłanka niezrzeszona, zagłosowała przeciwko ustawie. 17 grudnia zmieniła jednak zdanie i zagłosowała za odrzuceniem uchwały Senatu, który z kolei chciał odrzucenia ustawy. Wygrane przez PiS głosowanie doprowadziło do przyjęcia Lex TVN.
Ustawka byłych gowinowców
"Obrotowych" posłów było więcej. Marcin Ociepa i Andrzej Gut-Mostowy najpierw wyszli z koalicji razem z Jarosławem Gowinem. Potem złożyli dymisje z funkcji wiceministrów. A potem premier ponownie ich na te stanowiska powołał. W międzyczasie Marcin Ociepa walczył jeszcze o stanowisko ministra rozwoju po Jarosławie Gowinie, ale na to nie było szans. Przegrał i został z niczym. Nagrodą pocieszenia była wspólna konferencja z Jarosławem Kaczyńskim.
Do Porozumienia jeszcze na początku roku należał Adam Bielan, który w lutym próbował przejąć władzę w tym ugrupowaniu, twierdząc, że kadencja Gowina na stanowisku szefa ugrupowania skończyła się w 2018 roku. W wewnątrzpartyjnym sporze poparł Bielana poseł Kamil Bortniczuk, a w lutym obaj zostali zawieszeni w prawach członków Porozumienia.
W czerwcu Bielan założył Partię Republikańską, która po usunięciu Porozumienia z obozu Zjednoczonej Prawicy stała się jego istotnym elementem. Do partii Bielana należą m.in. Małgorzata Janowska, Arkadiusz Czartoryski i minister sportu Kamil Bortniczuk.
Najgłośniejszym z "transferów" Bielana, które zasiliły szeregi Zjednoczonej Prawicy, był Łukasz Mejza, który został zastępcą Bortniczuka w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Jego karierę w tym resorcie zakończyły publikacje Wirtualnej Polski. Portal ujawnił, że założona przez Mejzę firma Vinci NeoClinic obiecywała leczyć osoby zmagające się z nieuleczalnymi chorobami. Metoda, którą zachwalał poseł, nie ma medycznego potwierdzenia.
"Mamy jeszcze rezerwy"
Czwartek, 23 grudnia. Parlamentarzysta PiS podkreśla w rozmowie z nami, że Zjednoczona Prawica ma 232 posłów. - Jednego możemy stracić. Łukasza Mejzy już nie ma. Społeczeństwo wydało wyrok - przyznaje nasz rozmówca.
I dodaje: - Mamy jeszcze rezerwy. Trzech, czterech posłów możemy jeszcze pozyskać.
Kilka godzin później Łukasz Mejza pisze w mediach społecznościowych o "dobrowolnym" podaniu się do dymisji. "Odchodzę na swoich warunkach, z podniesionym czołem" - zapewnia.
Autorka/Autor: Arleta Zalewska, Grzegorz Łakomski
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24