Głównym kanałem, przez który policjanci dzielą się informacjami o swoim proteście, jest komunikator i zarazem portal Telegram, który największą popularność zdobył w krajach rosyjskojęzycznych. Odgrywał on rolę również w poprzednich edycjach "psiej grypy" w 2018 roku i 2021 roku, ale nigdy nie była ona tak dominująca. Aktualnie w dyskusjach na głównym kanale bierze udział już niemal 9000 tysięcy uczestników.
- Hasło o proteście rzuciła policyjna Solidarność, ale ona ma znikomy zasięg i znaczenie w mundurowych szeregach. Jak czytam kolegów na Telegramie, to mam wrażenie, że wielu nie wie, jakie są dokładnie postulaty - mówi tvn24.pl jeden z funkcjonariuszy.
Konkurent Solidarności, największy w służbie związek - Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów - na razie nie przystąpił do protestu, wybierając rozmowy z rządem, który reprezentuje Tomasz Siemoniak, szef MSWiA.
- Nie będziemy jednak czekać w nieskończoność. Umówiliśmy się z ministrem, że do 15 listopada mamy deadline na pokazanie realnych propozycji zmian - mówi nam jeden z czołowych działaczy, prosząc o zachowanie anonimowości.
Tajny monitoring
Wiadomo, że komendanci od czwartku (31 października) zostali zobowiązani do tego, by każdego kolejnego dnia raportować swoim przełożonym o tym, ilu podległych im funkcjonariuszy przedstawiło zwolnienie.
- Monitorujemy liczbę zwolnień lekarskich, a nie ich zasadność. Musimy mieć bieżący i kompleksowy obraz sytuacji, aby nie pozbawić nikogo policyjnej pomocy - zapewnia rzecznik Komendanta Głównego Policji inspektor Katarzyna Nowak.
Jednak precyzyjnych danych - inaczej niż to było podczas protestu w 2018 roku - KGP nie przekazuje opinii publicznej.
- Wtedy nie było wojny na pełną skalę w Ukrainie ani hybrydowej w Polsce - tak argumentują zmianę w centrali policji.
Śląsk. "Nie wiem, co będzie jutro"
Policjanci sami tworzą interaktywną mapę jednostek, które przystąpiły do protestu, ale jest ona mało wiarygodna. Z naszych informacji wynika jednak, że zasięg protestu jest spory, choć nie taki sam w różnych komendach wojewódzkich.
- Dwie sąsiadujące komendy powiatowe są już sparaliżowane. Naszej jeszcze nie dotknął silnie protest, nie wiem jednak, co będzie jutro. Na dzisiejsze popołudnie myślę, że połowa garnizonu śląskiego jest dotknięta chorobą - mówi nam w czwartek wysoki rangą oficer jednej z komend powiatowych na Śląsku.
Dezinformacja. Policjanci mogą być jej ofiarami
Ze względu na główny kanał, którym policjanci się skrzykują, duże zasięgi osiągają solidnie przygotowane, a zarazem całkowicie fałszywe informacje.
Jak wynika z informacji tvn24.pl, kilkanaście tysięcy razy funkcjonariusze przekazali sobie np. wiadomość, że cały katowicki oddział prewencji rzekomo już protestuje. Według tej dezinformacji - w koszarach miał osobiście pojawić się komendant wojewódzki generał Mariusz Krzystyniak i podobno "podjąć próby straszenia i szantażu policjantów, że jeśli nie zaprzestaną dbać o własne zdrowie, to zostaną oddelegowani do innych jednostek i komisariatów".
- To absolutna nieprawda. Komendanta nie było w oddziałach prewencji. Nikt i nikogo nie straszył - wyjaśnia rzecznik Nowak.
Dlatego też - według informacji tvn24.pl - protestowi przyglądają się funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Biura Nadzoru Wewnętrznego MSWiA, sprawdzając, czy "dezinformacje" nie są przygotowywane przez rosyjskie i białoruskie służby, by destabilizować sytuację w Polsce.
W tej sprawie skierowaliśmy pytanie do ABW. Czekamy na odpowiedź.
Postulaty związków
Sytuację wokół protestu komplikuje też fakt, że przedstawicieli protestujących nie akceptuje nawet centrala Solidarności, w tym jej przewodniczący Piotr Duda. Nie przeszkodziło to jednak policjantom wziąć udziału w akcji, którą rozpoczął sierżant sztabowy Jacek Łukasik, Przewodniczący Komitetu Protestacyjnego policyjnej "S".
- Jako odpowiedzialny związek zawodowy nigdy nie namawialiśmy do masowego udawania się do lekarza w celu stwierdzenia, czy policjanci są chorzy, czy też nie. Nasze działania polegają na czymś innym. (…) W dniach 30 października - 12 listopada zachęcamy policjantów, jak i pracowników policji, do udania się na badania profilaktyczne - mówił na konferencji prasowej we wtorek.
I duża część policjantów rzeczywiście poszła za jego głosem, choć postulaty, które przedstawiał, są również tymi samymi, o które - rozmawiając właśnie z rządem - walczy największy związek zawodowy.
Chodzi m.in. o:
- procentowe związanie budżetu policji z PKB - wzorem wojska
- podwyżki dla funkcjonariuszy o minimum 1500 zł
- zmian w przepisach emerytalnych.
Choć rząd Donalda Tuska przyznał już policjantom podwyżkę o 20 procent, to już dawno nie wystarcza ona funkcjonariuszom - raz, że wyrównywała inflację a dwa, że bardzo mocno powiększyła się liczba wakatów, więc pozostali w służbie policjanci mają znacznie więcej zadań.
- Kolegów i koleżanki wścieka, że są dziś gorzej traktowani przez państwo niż żołnierze, choć to my jesteśmy każdego dnia na wojnie. Do tego dochodzą zadawnione problemy, jak brak jasnej ścieżki awansu i podwyżek. W końcu mści się na nas przyjmowanie przez ostatnie lata niemal każdego. Niezadowoleni z warunków po prostu rezygnują. Na to wszystko nakłada się jakość kadry kierowniczej odziedziczonej po czasie rządów PiS, gdy o nominacjach decydowały głównie znajomości z lokalnymi politykami tej partii, a nie fachowość i autorytet - mówi jeden z policjantów.
Robert Zieliński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock