Przed stołecznym sądem stanął w piątek dowódca grupy szturmowej, która przed rokiem przez pomyłkę wkroczyła do mieszkania Piotra D., powalając go na podłogę i łamiąc mu kręgosłup. Policjant tłumaczył, że pod wskazanym adresem spodziewano się zastać groźnych przestępców z tzw. grupy mokotowskiej.
Mieszkający w kawalerce w Wawrzyszewie informatyk domaga się od policji ponad 200 tys. zł odszkodowania. Pozwana komenda wojewódzka policji z Białegostoku (której funkcjonariusze dokonali zatrzymania w 2008 roku) przyznaje, że doszło do pomyłki, ale płacić nie chce.
Zeznawali jako świadkowie
W piątek w Warszawie przed sądem w charakterze świadka zeznawał 34-letni Dariusz S. - funkcjonariusz z pododdziału antyterrorystycznego policji w Białymstoku, który był szefem grupy szturmowej oraz 37-letni Sebastian S. - policjant Centralnego Biura Śledczego z Warszawy.
Dariusz S. mówił, że akcję zatwierdził komendant główny policji, a zgodę na udział w niej policjantów z Białegostoku wyraziła komenda wojewódzka. - Chodziło o większą akcję i zatrzymanie członków grupy mokotowskiej (jedna z grup przestępczych działających w stolicy - red.) - powiedział świadek.
Jak dodał, pod wskazanym adresem miało się znajdować dwóch groźnych przestępców pochodzących ze Wschodu, którzy ukrywali się w Warszawie. Podkreślił, że akcją dowodził funkcjonariusz z CBŚ bądź z "terroru kryminalnego". Świadek, pytany o nazwisko tej osoby, powiedział, że nie pamięta teraz, kto to był dodając, że można to sprawdzić w dokumentach.
"Nie zrobiliśmy samowolki"
Szef grupy szturmowej powiedział, że gdy policja zapukała do drzwi, ktoś otworzył je od wewnątrz. Funkcjonariusze weszli do środka z okrzykiem "policja, na ziemię". Świadek zeznał, że gdy wszedł do środka, Piotr D. leżał twarzą do ziemi skuty kajdankami. - Koledzy, którzy weszli pierwsi, mówili potem, że zastosowali chwyt obezwładniający - powiedział świadek. - Na łóżku była kobieta, wobec której nie zastosowano żadnego przymusu, gdyż wykonywała polecenia funkcjonariuszy - dodał. - Nic mi nie wiadomo, by w czasie wejścia do mieszkania ten mężczyzna (Piotr D.) był uderzony bądź kopnięty przez któregoś z funkcjonariuszy - zeznał świadek. - Nie zrobiliśmy tam samowolki. Odpowiadamy tylko za zatrzymanie osoby i przekazujemy ją funkcjonariuszom procesowym - powiedział białostocki policjant.
Nie chcieli lekarza
Jak dodał, przed akcją były dwie odprawy: w Zarządzie Operacji Antyterrorystycznych (obecnie Biuro Operacji Antyterrorystycznych) oraz w Komendzie Stołecznej Policji. - Ściągnięcie nas do Warszawy może świadczyć o tym, że chodziło o zatrzymanie kogoś groźnego, a nie zwykłego przestępcy. Gdyby było inaczej, nie ściągano by tylu osób - powiedział.
Odwróciłem się plecami do drzwi chcąc przejść w głąb mieszkania. Wtedy poczułem silny ból w okolicach lędźwiowych. Siła uderzenia przemieściła mnie aż pod okno. - opowiadał poszkodowany
Inny świadek, Sebastian S. z CBŚ z Warszawy, który także wszedł do mieszkania, powiedział przed sądem, że jeden z policjantów spytał dwukrotnie zatrzymanych, czy potrzebują pomocy medycznej. - Za każdym razem odpowiedzieli, że nie - dodał.
KWP Białystok wskazuje, że to Komenda Główna Policji, której podlega CBŚ, miała informację, iż w mieszkaniu jest groźny przestępca i to dlatego w lutym 2008 r. o 6 rano doszło do tej pomyłki.
Poszkodowany chce 200 tys.
Według poszkodowanego Piotra D., gdy policja zapukała do drzwi jego mieszkania, otworzył natychmiast i zobaczyłem kogoś w kominiarce. - Odwróciłem się plecami do drzwi chcąc przejść w głąb mieszkania. Wtedy poczułem silny ból w okolicach lędźwiowych. Siła uderzenia przemieściła mnie aż pod okno - relacjonował. Gdy już skuty leżał na ziemi, do jego mieszkania wkroczyło troje nieumundurowanych policjantów i zaczęło się przesłuchanie. Dopiero wtedy się okazało, że doszło do pomyłki.
Według niego, już wtedy odczuwał silny ból w plecach, więc poszedł do lekarza. Prześwietlenie wykazało, że ma złamany kręgosłup. Musiał chodzić w gorsecie ortopedycznym. Do dziś musi unikać sportu, nie może też nosić ciężkich rzeczy.
Sprawą, w ramach Programu Spraw Precedensowych, zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Proces ma być kontynuowany w listopadzie.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24