W obronie aresztowanego w ub. tygodniu Rosji działacza Greenpeace, Polaka Tomasza Dziemianczuka zorganizowano manifestację przed konsulatem generalnym Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Wspiera go również - w miarę możliwości - polski konsulat. A wszystkich zatrzymanych aktywistów - Holandia, jako państwo. Sprawa jest jednak bardzo skomplikowana.
W ubiegłym tygodniu 30 aktywistów ze statku należącego do organizacji Greenpeace zatrzymano pod zarzutem piractwa. Umieszczono ich w aresztach śledczych w Murmańsku i okolicach. Wśród nich jest Dziemianczuk, 36-letni pracownik Uniwersytetu Gdańskiego.
Żona aktywisty Natalia manifestuje pod konsulatem generalnym Federacji Rosyjskiej w Warszawie. - Ważne jest to, żeby pokazać, że ludzie popierają tę akcję, solidaryzują się ze wszystkimi ludźmi w aresztach. Mam nadzieję, że Tomek czuje, że jesteśmy z nim - mówi.
"Złamano wszelkie zasady prawa"
- Możliwości są niewielkie. Druga strona twierdzi, że złamano wszelkie zasady prawa i koniec - tonuje nadzieje były ambasador RP w Rosji Stanisław Ciosek.
Wojciech Cholewiński, wicekonsul RP w Petersburgu, stara się pomóc Polakowi. - W tym tygodniu będzie rozpatrywane przez sąd zażalenie na decyzję sądu o zastosowaniu wobec niego (Dziemianczuka - red.) dwóch miesięcy aresztu - informuje.
Wsparcie ze strony Holandii
Zdaniem obrońców praw człowieka można zrobić zdecydowanie więcej.
- Holandia wystąpiła do Międzynarodowego Trybunału ds. Prawa Morza w Hamburgu z wnioskiem o arbitraż - mówi prawnik dr Adam Bodnar.
Jest to o tyle uzasadnione, że statek Greenpeace płynął właśnie pod holenderską banderą. Rosja i Holandia są stronami konwencji o prawie morza z 1982 r. Podobnie zresztą, jak Polska. Dlatego, według Bodnara, nasz kraj powinien do wniosku dołączyć. Do uwolnienia załogi statku Greenpeace mogłoby dojść, gdyby Trybunał stwierdził, że Rosja naruszyła konwencję.
Na aktywistach ciąży jednak wciąż zarzut piractwa, a ten sądzony będzie według rosyjskiego kodeksu karnego. Ciosek wskazuje na analogię z procesem zespołu rockowego Pussy Riot. - Reakcja może być ostra, twarda i brutalna. Taka była wobec ludzi z Greenpeace'u - podkreśla były ambasador.
15 lat łagru za pokojową akcję?
Aktywiści Greenpeace 18 września usiłowali wedrzeć się na należącą do Gazpromu platformę Prirazłomnaja. Interweniowała straż przybrzeżna Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), która następnego dnia zatrzymała, a następnie odholowała statek do Murmańska.
30 członków załogi, w tym 26 obcokrajowców, zatrzymano. Wobec wszystkich zatrzymanych zastosowano dwumiesięczny areszt, a Komitet Śledczy FR postawił zarzut piractwa, za co grozi do 15 lat łagru.
Działacze Greenpeace odrzucają oskarżenia pod swoim adresem, podkreślając, że ich protest był akcją pokojową. Odrzucają również zarzut, że stworzyli zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników platformy.
Według nich "Arctic Sunrise" nie naruszył 500-metrowej strefy bezpieczeństwa wokół platformy.
Autor: iwan//kdj / Źródło: TVN24, tvn24.pl