Afera podsłuchowa to afera Platformy Obywatelskiej, Prawo i Sprawiedliwość nie ma z nią nic wspólnego - stwierdziła wiceprezes PiS Beata Szydło. To reakcja na publikację tygodnika "Newsweek", z której ma wynikać, że "w aferze taśmowej tropy prowadzą do PiS", a "prokuratura robi wszystko, by tego nie zbadać". Politycy PO, komentując ten artykuł, mówili w poniedziałek o aferze podsłuchowej jako o "pełzającym zamachu stanu".
"Newsweek" powołuje się na "poufny raport" - jak się okazało przygotowany przez prawników z kancelarii Romana Giertycha - na temat śledztwa ws. afery podsłuchowej. Z raportu ma wynikać, że większość śladów w śledztwie prowadzi do osób powiązanych z PiS, ale prokuratura nie zajmuje się tym wątkiem.
Beata Szydło, pytana w poniedziałek o tę publikację odparła, że tygodnik się myli.
- "Newsweek" nie ma racji. Tropy tej afery nie prowadzą do PiS, absolutnie. Dzisiaj afera podsłuchowa, taśmowa, to są afery PO. Niech się Platforma z tego wytłumaczy, a "Newsweek", dobrze by było, żeby nie brał udziału w kampanii wyborczej po jednej stronie, tylko rzeczywiście pełnił tę rolę, która do niego należy – powiedziała Szydło.
Platforma stawia pytania
Wcześniej konferencję prasową w związku z publikacją zwołała Platforma Obywatelska.
- Prokuratura nie widzi w tej sprawie kontekstu politycznego, który coraz bardziej wyraźnie rysuje się w ostatnich tygodniach, miesiącach, kiedy to otrzymujemy kolejne informacje o tym, że politycy PiS-u byli zaangażowani w tę aferę lub mieli o niej wiedzę - powiedziała rzeczniczka sztabu wyborczego PO Joanna Mucha.
Senator PO Łukasz Abgarowicz stwierdził, że podsłuchy na taką skalę wymagały dobrej i dużej organizacji. - Czy inspiracja tej akcji, tego pełzającego zamachu stanu, destabilizująca państwo, wyszła z PiS-u czy też nie? - pytał Abgarowicz. Dodał, że pytanie to adresowane jest do Jarosława Kaczyńskiego, Mariusza Kamińskiego i Antoniego Macierewicza.
- Czy ludzie zatrudnieni w służbach pełnili rolę podwójnych agentów, którzy zamiast pilnować bezpieczeństwa Polski uczestniczyli w takim zamachu stanu, czy nie? - stawiał kolejne pytanie Łukasz Abgarowicz.
Senator PO porównał mechanizmy afery podsłuchowej z tzw. aferą gruntową, która za czasów rządów PiS doprowadziła do dymisji wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. - Jeżeli przyjrzymy się tym wszystkim mechanizmom i powtarzającym się nazwiskom to takie pytania musimy postawić - powiedział Abgarowicz.
Zarzuty dla prokuratury
- Przecież to postępowanie jest prowadzone w sposób właściwie taki, jakby chciało się zamknąć to śledztwo, ograniczyć je jak najbardziej. Wiele wątków jest niesprawdzanych - utrzymywał Abgarowicz. - Nie patrzy się, kto i jaki interes odniósł - kontynuował senator PO.
- Mamy przez tę prokuraturę (Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga - red.) prowadzonych kilka spraw w sposób zastanawiający. W sposób taki, że przy jasnym przestępstwie kierowano atak w kierunku osoby pokrzywdzonej - mówił Abgarowicz. - Sama sprawa podsłuchów jest w naszym przekonaniu nie całkiem rzetelnie poprowadzona. Uważam, że ta sprawa wymaga głębszego wyjaśnienia - powiedział.
- Pan Giertych jest wytrawnym prawnikiem, wie co może, a czego nie może i wie jak wygląda prawda - tak odpowiedział Abgarowicz na pytanie o to, czy wiarygodności raportu nie podważa fakt, że jego autorami są prawnicy związani z kancelarią Romana Giertycha.
- Niezależnie już od tego czy inspiracja wyszła ze strony kierownictwa PiS-u czy też nie, to w moim przekonaniu sprawa nie ogranicza się do trzech osób (Falenty i kelnerów - red.) - stwierdził Abgarowicz. Podkreślił, że akcja została przeprowadzona w sposób niezwykle profesjonalny, podsłuchiwano na olbrzymią skalę, trzeba też było wiedzieć jak skutecznie zrobić "przecieki".
"Newsweek: nagrania miały pomóc PiS-owi
Poniedziałkowy "Newsweek" w artykule "Kulisy afery podsłuchowej" napisał, że wiele wskazuje na to, iż za aferą podsłuchową stać mogą osoby związane z Prawem i Sprawiedliwością.
Tygodnik zarzuca prokuraturze, że nie bada ewentualnego politycznego motywu działań osób nagrywających polityków. Cytuje zeznanie jednego z kelnerów, który miał usłyszeć, że "celem tej akcji jest obalenie rządu". Miał też otrzymać obietnicę "stanowiska w rządzie PiS".
Według raportu biznesmen Marek Falenta miał mówić, że "jest blisko z PiS-em" i "że te nagrania mogą pomóc PiS-owi". Raport - według tygodnika - sugeruje, że w operacji nagrywania polityków brały udział "osoby ze środowiska partii opozycyjnych" i/lub „osoby ze środowiska służb, zwłaszcza ABW i CBA”.
"Prokuratura nie sprawdza, na jakiej podstawie podejrzany Marek Falenta składa kelnerom polityczne obietnice" - pisze tygodnik.
"Sprawę bada Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, ta sama, która w 2009 roku badała sprawę przecieku do mediów nagrań CBA z afer hazardowej i stoczniowej. (...) Obie afery, podobnie jak podsłuchowa z 2014 r. uderzyły w rząd PO i spowodowały dymisje" - podkreśla tygodnik.
To raport zespołu adwokatów kancelarii Giertycha
Jak się okazało w poniedziałek, raport cytowany przez "Newsweek" został opracowany przez zespół prawników z kancelarii Romana Giertycha. Poinformował o tym sam Giertych w serwisie społecznościowym. Przekazał, że dokument to "część uzasadnienia wniosku o odebranie sprawy śledztwa podsłuchowego dotychczasowym prokuratorom".
Giertych skierował przy okazji kilka pytań do prokuratora generalnego i prowadzących śledztwo, w tym - jego zdaniem - najważniejsze: jak można nie badać wątku wynikającego z faktu, iż "kelnerzy zeznawali, że zamiarem Marka F. było obalenie rządu i pomoc PiS-owi dojść do władzy".
Dzisiaj "Newsweek" opublikował obszerne fragmenty z raportu zespołu adwokatów mojej kancelarii skierowanego do... Posted by Roman Giertych - strona oficjalna on 12 października 2015
Giertych jako adwokat reprezentuje podsłuchanych polityków PO Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego.
Autor: PM,pk//rzw / Źródło: Newsweek,tvn24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24