Były szef MPK w Wałbrzychu zawiadomił prokuraturę, że przekazał na lokalną PO z kasy spółki ok. 350 tys. zł, głównie pod stołem. Działacze PO w odpowiedzi oskarżają Ireneusza Zarzeckiego o pomówienie i próbę odwrócenia uwagi od defraudacji z kasy spółki. Sprawozdania finansowe PO nie potwierdzają rewelacji b. szefa MPK, ale ujawniają, że niewielka grupa osób związanych z ratuszem wpłaciła ponad 160 tys. zł na kampanie wyborcze PO - donosi "Rzeczpospolita".
Prokuratura bada, gdzie się podziało ponad pół miliona złotych, które były prezes wałbrzyskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego i radny powiatowy PO Ireneusz Zarzecki miał wyprowadzić z firmy. On sam zawiadomił śledczych, że pieniądze poszły na Platformę Obywatelską. Twierdzi, że w ciągu pięciu lat przekazał na partię ok. 350 tys. zł: 200 tys. zł dla byłego prezydenta Wałbrzycha Piotra Kruczkowskiego, 50 – 70 tys. zł dla posłanki Izabeli Mrzygłockiej, 30 tys. zł dla posła Zbigniewa Chlebowskiego, 40 – 50 tys. dla senatora Romana Ludwiczuka (dziś obaj poza PO).
Były prezes MPK złożył zawiadomienie tuż przed powtórzonymi wyborami prezydenta Wałbrzycha w sierpniu (poprzednie zostały anulowane z powodu kupowania głosów na PO). Parlamentarzyści Platformy w odpowiedzi również zawiadomili prokuraturę, ale o tym, że słowa byłego prezesa MPK są pomówieniem. Ich zdaniem to linia obrony człowieka, który zdefraudował ponad pół miliona złotych i próbuje upolitycznić sprawę – Zarzycki miesiąc wcześniej stracił pracę w MPK, a w kasie spółki brakowało 580 tys. zł.
Nie zgadzają się kwoty
Ze 180 tysięcy nie potrafię się wyliczyć. Przyznaję, nie jestem aniołem. Ale budowy domu od 2005 roku nie dokończyłem Ireneusz Zarzecki
Zarzecki ma wytłumaczenie tej sprzeczności. Twierdzi, że znaczne sumy tworzyły lewą kasę partii. – Kupowania głosów też nikt nie księgował, a przecież sąd ustalił, że miało to miejsce – zauważa. Według niego pieniądze szły na kampanie, ale płacono je pod stołem. – Pan Zarzecki nie przekazywał mi pieniędzy, a sprawę jego oszczerstw skierowałem do prokuratury – mówi „Rz" Kruczkowski uważający opowieści Zarzeckiego za skandaliczny atak, który ma odwrócić uwagę od toczącego się śledztwa w sprawie defraudacji.
"Przyznaję, nie jestem aniołem"
Zarzecki ma duży problem ze zliczeniem pieniędzy, które miał wyprowadzić z MPK. Jak podał nowy prezes spółki, jego poprzednik wydał za pomocą służbowej karty kredytowej blisko 390 tys. zł, a kolejne 180 tys. zł w postaci zaliczek. Zakładając, że 350 tys. zł przekazał rzeczywiście na PO, to gdzie podziała się reszta?
Jako zodiakalny Koziorożec honoru mam za dwóch. A przyjaźń, koleżeńskie relacje są ważniejsze od pieniędzy. W sądzie obronię choć część dobrego imienia. Ireneusz Zarzecki
"Jako zodiakalny Koziorożec honoru mam za dwóch"
Były prezes MPK ma żal, że politycy PO odrzucili rozwiązanie, jakie im zaproponował tuż przed swoim zwolnieniem: zostałby w firmie na dowolnym stanowisku, ale z pensją prezesa, ponad 230 tys. zł rocznie, i w ciągu kilku lat spłaciłby dług. Zapowiada, że odda MPK pieniądze. – Jako zodiakalny Koziorożec honoru mam za dwóch. A przyjaźń, koleżeńskie relacje są ważniejsze od pieniędzy – tłumaczy w rozmowie z „Rz”. – W sądzie obronię choć część dobrego imienia.
Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta Romana Szełemeja było zarządzenie audytów we wszystkich miejskich spółkach.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24