Prawo i Sprawiedliwość podtrzymuje tezę o sfałszowaniu pierwszej tury wyborów samorządowych, jednak politycy PiS jak dotąd nie przedstawili żadnych dowodów na jej poparcie. Posłowie partii apelują o cierpliwość, tłumacząc, że wszelkie wątpliwości rozstrzygną sądy, które będą rozpatrywały pozwy i protesty wyborcze.
- Ja w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć na jakim etapie i jakie były nieprawidłowości. Jest ich tak wiele - mówiła Beata Szydło pytana przez dziennikarzy o fałszerstwa wyborcze.
- My nie twierdzimy, że w każdej komisji fałszowano wybory. My tylko stwierdziliśmy, że prezes stwierdził, że takie sytuacje miały miejsce i to wpływało na ostateczny kształt list - mówił jej partyjny kolega Adam Lipiński.
- To, że 20-25 proc. głosów było nieważnych, to z czegoś wynika, przecież to nie wzięło się z niczego. Nigdy nie było tak, żeby tak wielka liczba głosów była nieważna - przekonywał.
Rzecznik PiS Marcin Mastalerek stwierdził z kolei że w gminach, na których czele stoją urzędnicy z PiS, na pewno "wszystko było w porządku", a ilość nieważnych głosów była niewielka. - To widać po mapie. Jest dziwna korelacja, dziwny związek między tym, gdzie PSL osiągnęło bardzo dobre wyniki wyborów, a liczbą głosów nieważnych - argumentował.
Co z mężami zaufania?
W związku z tezami głoszonymi przez partię Jarosława Kaczyńskiego, pojawia się pytanie, dlaczego mężowie zaufania z PiS w dniu wyborów nie alarmowali o nieprawidłowościach. Mogli oni wpisywać swojego uwagi w protokołach. Na 28 tys. obwodowych komisji wyborczych, w 21 tys. PiS miało swoich przedstawicieli. Posłowie PiS nie informują, czy takie uwagi się pojawiły i w ilu komisjach.
Mastalerek pytany o to w piątek w Sejmie powiedział jedynie: - Przyjdzie moment, żeby to podsumować.
Politycy PiS konsekwentnie tłumaczą, że wszelkie wątpliwości dot. wyborów rozstrzygną sądy, które będą rozpatrywały pozwy i protesty wyborcze.
Pozew przeciwko Kaczyńskiemu
W środę rano w Sejmie sam prezes PiS oświadczył: - Z tej najważniejszej w Polsce trybuny muszą paść słowa prawdy: te wybory zostały sfałszowane.
Jego słowami poczuł się urażony Krzysztof Bularz, członek Obwodowej Komisji Wyborczej nr 7 w Działoszynie (woj. łódzkie). W czwartek złożył on zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jarosława Kaczyńskiego. Bularz w rozmowie z TVN24 podkreślił, iż Kaczyński nie może oczerniać innych i mówić, że wszyscy ludzie są fałszerzami. - Trzeba przedstawić jakieś dowody - zaznaczył. - Moja komisja pracowała rzetelnie i bardzo ciężko - zapewnił. Bularz, który podkreślał, że jest bezpartyjny domaga się od prezesa PiS przeprosin w mediach oraz zapłacenia przez niego grzywny.
W czwartek Kaczyński w odpowiedzi na jego zarzuty, mówił: Można próbować przy pomocy sądów zamknąć opozycji usta, ale my się nie przestraszymy. Zaznaczył, że mówiąc o fałszerstwach nie wypowiadał się o konkretnych komisjach, bo "w niektórych mogło być w porządku".
Z kolei już w piątek Adam Lipiński odnosząc się do wniosku członka komisji, stwierdził: - Jego sprawa, mógł się poczuć urażony.
"Rzecz wymyślona od początku do końca"
Platforma Obywatelska także nie jest obojętna na oskarżenia PiS. Klub PO skierował w czwartek wniosek do sejmowej komisji etyki o ukaranie prezesa PiS za jego wypowiedź, że to właśnie Platforma sfałszowała wybory samorządowe.
Grzegorz Schetyna, pytany w piątek czy PO pójdzie dalej i złoży wniosek do prokuratury, odpowiedział, że jeżeli takie oskarżenia będą kontynuowane, to prokuratura powinna sama zająć się tą sprawą. - Liczę na jej zaangażowanie i na rozpoczęcie postępowania - powiedział.
- Uważam, że jak najszybciej trzeba tę kwestię zamknąć, bo to nas skompromituje w świecie. To jest rzecz wymyślona od początku do końca i podważa fundamenty państwa, na co nie może być zgody - uznał szef resortu spraw zagranicznych.
Autor: db//rzw,ja / Źródło: tvn24