Rozkład radiolatarni naprowadzających przed pasem startowym w Smoleńsku jest niestandardowy. Jeśli pilot o tym nie wiedział, mogło się to przyczynić do katastrofy - twierdzi płk Bartosz Stroiński, były pilot wojskowy ze Smoleńska w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Z kolei zdaniem Marka Sarjusza–Wolskiego redaktor naczelny "Polski Zbrojnej" radiolatarnie nie miały większego wpływu na przebieg wydarzeń.
W standardzie bliższa radiolatarnia znajduje się 1 km od początku pasa startowego, dalsza - 4 km. Tymczasem w Smoleńsku, z tej strony, z której nadlatywał prezydencki tupolew, ten drugi punkt orientacyjny jest umieszczony w odległości 6 km.
Pilot nie wiedział?
Jeśli pilot o tym nie wiedział i orientował się na standardową odległość, a w konsekwencji wybrał standardową trajektorię podejścia do lądowania, mógł znaleźć się na wysokości kilku metrów nad ziemią już w odległości 1,5-2 km od lotniska.
Kilka dni wcześniej kpt. Arkadiusz Protasiuk, jako drugi pilot, leciał do Smoleńska z premierem Donaldem Tuskiem. Samolot mógł jednak wtedy podlatywać do lotniska z drugiej strony, a tam położenie radiolatarni jest standardowe: 4 i 1 km.
"Pilot nie był samobójcą"
Na rolę radiolatarni w katastrofie inaczej zapatruje się redaktor naczelny "Polski Zbrojnej", Marek Sarjusz–Wolski. - Moim zdaniem radiolatarnie mają wtórne znaczenie - powiedział na antenie TVN24.
Według Sarjusza-Wolskiego, pilot prezydenckiego samolotu nie powinien podejmować próby lądowania na smoleńskim lotnisku ze względu na panujące warunki atmosferyczne. - Nie chcę tego przesądzać, ale najprawdopodobniej on (pilot-red.) nie widział radiolatarni w tej mgle - wyjaśnił.
Jak tłumaczył dziennikarz, każde lotnisko ma tzw. próg decyzji. - Kiedy widoczność jest ograniczona, np. do 50-100 metrów, a pilot osiąga pułap minimalny i nie widzi pasa, musi odejść od lądowania i wykonać kolejne okrążenie - powiedział. - Przekroczył ten próg decyzji i pod wpływem jakiegoś impulsu - nie wiadomo jakiego - postanowił za wszelką cenę szukać tego pasa. Był przekonany, że go znajdzie - przecież nie był samobójcą - ocenił Sarjusz-Wolski.
Większość chwali wysiłki rządu
"Rzeczpospolita" opublikowała też sondaż, w którym pyta, czy polskie władze robią wszystko, by wyjaśnić tragedię pod Smoleńskiem. Wysiłki rządu zmierzające do ustalenia przyczyn katastrofy samolotu TU-154M, dobrze ocenia aż 67 proc. badanych. 26 proc. uważa, że rząd nie robi w tej sprawie wszystkiego.
Sondaż przeprowadziła GFK Polonia na próbie 500 osób.
Źródło: "Rzeczpospolita"