Był na spacerze, kiedy usłyszał gwizd pędzącego samochodu i huk, potem zobaczył kulę ognia. Jako jedna z pierwszych osób znalazł się na miejscu wypadku ferrari. Wraz z przypadkowym przechodniem udzielił pierwszej pomocy jednej z ofiar, jak się okazało - dziennikarzowi Maciejowi Zientarskiemu.
Kiedy Bartłomiej Szkop dobiegł do miejsca wypadku, tuż po tym jak samochód uderzył w jeden ze słupów podtrzymujących wiadukt, auto wybuchło i zaczęło się palić. Widział jak ofiary wypadku wypadają z auta. Nie potrafi jednak powiedzieć, kto prowadził, a kto był pasażerem. Po jednej stronie samochodu leżała jedna ofiara wypadku, a po drugiej - tam gdzie był większy pożar - leżała druga osoba, która się paliła. - Na tym człowieku płonęła odzież w okolicach pleców oraz spodnie - relacjonuje Bartłomiej Szkop w rozmowie z tvn24.pl.
Pierwsza pomoc
Widziałem jak ofiary wypadku wypadają z auta. Po jednej stronie samochodu leżała jedna osoba, a po drugiej - tam gdzie był większy pożar - druga, która się paliła. Na tym człowieku płonęła odzież w okolicach pleców oraz spodnie. Wraz z drugim przypadkowym świadkiem wypadku, odciągnęlimy od samochodu jedną z ofiar, którą okazał się później Maciej Zientarski. Bartłomiej Szkop
Jeden ze świadków odciągnął, jak teraz wiem, Zientarskiego na pobocze, ja zająłem się drugim człowiekiem. Drugi uczestnik już się palił, na głowie miał chyba jakiś plastik, który próbowałem zdjąć, niestety nieskutecznie. Do samochodu nie dało się podejść, było piekielnie gorąco. Krzysztof Resiak
Jak stwierdzili - poszkodowany nie oddychał. - Jego usta były pełne wydzieliny i zapadał się język. Usunąłem mu wydzielinę z ust i ułożyłem w pozycji bocznej ustalonej - opowiada pan Bartłomiej (jak sam mówi - przechodził szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy, a u niego w domu wszyscy są lekarzami). Po chwili poszkodowany zaczął samodzielnie oddychać i charczeć. Pamięta też, że mężczyzna miał bardzo dużą ranę w okolicy szyi, przez którą sączyła się krew. Owinęli więc ją bandażem.
Mężczyzna nie odzyskał przytomności aż do przyjazdu straży pożarnej. - Jak przyjechała straż pożarna, rozcięła mu ubranie i ułożyła na noszach, wtedy stamtąd odszedłem - relacjonuje świadek.
Drugiego mężczyzny nie udało się uratować
Tymczasem - jak wspomina pan Bartłomiej - drugi z poszkodowanych palił się dalej. - Próbowano go ugasić i go stamtąd odciągnąć, ale tam wciąż wybuchały jakieś części samochodu - wspomina. - Ale wszyscy się bali podejść, w dodatku temperatura była zbyt wysoka - wyjaśnia. - Przykro mi jest, że nie zdołaliśmy rozpocząć ratowania drugiego dziennikarza - dodaje.
Relacja innego internauty
Relację Bartłomiej Szkopa uzupełnia inny internauta, Krzysztof Resiak, który przysłał nam maila, jeszcze zanim opublikowaliśmy tą wiadomość na stronie: - Podbiegłem kilkanaście sekund po zdarzeniu do płonącego samochodu. Jeden ze świadków odciągnął, jak teraz wiem, Zientarskiego na pobocze, ja zająłem się drugim człowiekiem. Drugi uczestnik wypadku już się palił, na głowie miał chyba jakiś plastik, który próbowałem zdjąć, niestety nieskutecznie - pisze pan Resiak.
- Do samochodu nie dało się podejść, było piekielnie gorąco. Ktoś podał mi gaśnicę, żeby ugasić płonącego człowieka. W niewielkim stopniu się udało. Ktoś próbował wyciągnąć ugaszonego człowieka, ale skóra z jego ręki przykleiła się do ręki ratującego - dodaje internauta i podkreśla: - Bardzo szybko pojawiła się straż i karetka. Pierwszy raz w życiu widziałem taki wypadek i mam nadzieję, że ostatni.
Nie wiadomo, kto prowadził samochód
Policja wciąż nie wie, kto prowadził samochód, którym jechał Maciej Zientarski. Jak powiedział tvn24.pl sierżant Mariusz Mrozek z zespołu prasowego KSP, zniszczenia samochodu były na tyle duże, że nie udało się jeszcze ustalić okoliczności zdarzenia. Obecnie pracują nad tym biegli.
W środę wieczorem Maciej Zientarski wraz z Jarosławem Zabiegą jechali ferrari, które uderzyło w filar wiaduktu na warszawskim Mokotowie. Zabiega spłonął na miejscu wypadku. Zientarski w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: audio: tvn24.pl; video: TVN24