Janusz Palikot chce przeprosin oraz wpłaty przez "Dziennik" 10 mln zł na cel charytatywny za teksty o niejasnych finansach posła. Wniosek w tej sprawie wpłynął już do warszawskiego sądu.
Palikot żąda od wydawcy "Dziennika" Axel Springer Polska i redaktora naczelnego gazety przeprosin i wpłaty 10 mln zł na lubelskie hospicjum za, jego zdaniem nieprawdziwe zarzuty, że ukrył pieniądze w "rajach podatkowych" i otrzymuje pożyczki od nieznanych firm.
Według "Dz", Palikot założył w 2007 r. w Luksemburgu spółkę, która zaczęła pożyczać mu pieniądze. Miała je od małej spółki, której adresem jest skrzynka pocztowa na Cyprze. Jej udziałowcy rezydują na Karaibach - a według byłej żony Palikota - właśnie tam poseł ukrył część majątku. Palikot oświadczał, że nie jest związany z żadną ze spółek, od których pożyczał pieniądze, a doniesienia prasowe na ten temat są elementem nagonki politycznej.
Drugi wniosek
Poseł Palikot w piątek złożył jeszcze jeden wniosek. Żąda od wydawcy gazety i redaktora naczelnego przeprosin w "Dz" i wpłaty 50 tys. zł na cel dobroczynny za artykuł, że poseł miał wpływać na przebieg przetargów publicznych, by uzyskać pozytywne rozstrzygnięcia dla firm swojego PR-owca Jacka Prześlugi. "Dz" twierdzi, że Prześludze dają zlecenia tylko urzędy i samorządy, w których rządzi PO.
"Dziennik" trwa przy swoim
- Podtrzymujemy wszystko to, co napisaliśmy w swoich tekstach. Bardzo się cieszę, że jest ten pozew - mówił jeden z dziennikarzy, Michał Majewski. - Sąd to jest dobre miejsce do wyjaśnienia tej sprawy. Martwi mnie tylko, że to będzie się toczyło przez ileś lat. Byłoby dobrze, gdyby dziś premier wymógł na Palikocie pokazanie dokumentów na temat tych pożyczek - dodał.
Rekordowy pozew
Kwota żądanego zadośćuczynienia jest rekordowa - dotychczas żaden polski sąd nigdy nie zasądził takich pieniędzy w procesie o ochronę dóbr osobistych.
Przed kilkoma dniami Palikot złożył w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa prywatny akt oskarżenia wobec autorów artykułów. Zarzuca im przestępstwo pomówienia w mediach, za co kodeks karny przewiduje grzywnę, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia.
Źródło: PAP