To była jedna z najlepiej strzeżonych tajemnic w Polsce. Przez ostatni rok zużyte paliwo nuklearne w eskorcie antyterrorystów przejeżdżało przez Polskę. Dwa tygodnie temu ostatnia partia uranu opuściła nasz kraj i trafiła do Rosji. Jak odbywał się ten niezwykły transport?
Odpady pochodzą z badawczego reaktora atomowego działającego w podwarszawskim Świerku. Reaktor zasilany jest uranem 235 - jedynym, jaki można poddać rozszczepieniu. Taki sam uran jest wykorzystywany do konstruowania bomby atomowej. Ale różnica jest w procentowym udziale uranu w paliwie. Polski reaktor używa paliwa o stężeniu 20 procent. Do niedawna - 36 procent. I właśnie ono zostało z Polski wywiezione.
Transport odbywał się w ciągu ostatnich 12 miesięcy. W eskorcie antyterrorystów radioaktywne odpady przejechały całą Polskę. W licencjonowanych pojemnikach odpornych na bardzo duże obciążenia były transportowane samochodami, potem koleją do Gdyni, a następnie drogą morską do Rosji. Pojemniki użyte do zabezpieczenia substancji miały pół metra grubości. Wykonane były ze stopu ołowiu i stali. By wypożyczyć je od Rosji, musieliśmy czekać ponad rok.
Za wszystko płaci USA
Ile to kosztowało? Okazuje się, że... nic. Za wszystko zapłacili Amerykanie. Zależy im bowiem, żeby zmniejszyć ryzyko dostania się uranu w niepowołane ręce. Dlatego to oni zabezpieczą kolejną partię zużytego paliwa.
Ale jest jedno "ale". Waszyngton zapłaci na transport i składowanie odpadów przez 20 lat, jednak potem będziemy musieli jednorazowo zapłacić - bagatela- kilkadziesiąt milionów dolarów za ich dożywotnie składowanie.
Bo chociaż paliwo o stężeniu 20 procent jest za słabe do stworzenia bomby atomowej, może posłużyć do budowy tak zwanej "brudnej bomby". - Wkłada się trochę tego paliwa do materiału wybuchowego, dokonuje się wybuchu, który powoduje też skażenie - mówi dr Andrzej Strupczewski, przewodniczący komisji bezpieczeństwa jądrowego w Instytucie Energii Atomowej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24