Wiele wskazuje na to, że to błąd człowieka był przyczyną zderzenia pociągów w Szczekocinach. Jak mogło dojść do tej tragedii, co z systemami bezpieczeństwa? By odpowiedzieć na te pytania, reporter "Czarno na Białym" odtworzył w symulatorze ostatnie chwile przed katastrofą.
W najtragiczniejszej od ponad dwóch dekad katastrofie kolejowej zginęło 16 osób. Do 15 szpitali na terenie Śląska, Małopolski i Świętokrzyskiego trafiło 57 rannych. Pod opieką lekarzy wciąż znajduje się 47 osób.
Pojechał prosto
Po zebraniu materiałów dowodowych prokuratura badająca wypadek zdecydowała, że jeden z dyżurnych ruchu, który odpowiadał za bezpieczny przejazd pociągów na trasie, usłyszy zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym.
Jak w ogóle do niej doszło? Gdy w sobotę, kwadrans po godzinie 18 z Dworca Wschodniego w Warszawie w kierunku Krakowa wyjeżdżał pociąg Interregio, w trasie z Przemyśla przez Kraków do stolicy pociąg Tanich Linii Kolejowych był już od czterech godzin. W sumie w wagonach znajdowało się prawie czterysta osób.
W okolicach Szczekocin - gdzie doszło do tragedii - pociągi powinny znajdować się na dwóch torach. Zamiast tego, o godzinie 20:57 na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa, rozpędzone do prędkości około 100 kilometrów na godzinę składy wbiły się w siebie miażdżąc pierwsze wagony.
Według prokuratury 50-kilkuletni dyżurny ruchu z nastawni w Starzynie miał wpuścić na zły tor pociąg jadący od strony Warszawy. Skład zamiast zjechać na bok pojechał prosto.
Ucieczka do przedziału maszynowego
Trasę i przejazd pociągów odtworzyliśmy na specjalnym symulatorze. Z tą uwagą, że wirtualny przejazd odbył się w dzień, przy idealnych warunkach pogodowych. Zrobiliśmy to po to, aby przetestować system, który w przypadku zagrożenia czołowego zderzenia pociągów powinien zostać uruchomiony. - W momencie kiedy widzimy światła zbliżajacego się pociągu, widzimy że jest on na naszym torze wciskamy guzik "radio-stop" i należy ratować się ucieczką do przedziału maszynowego - tłumaczy Krzysztof Roszkowski z Centrum Szkoleń i Doradztwa w Warszawie.
System za pomocą fal radiowych zatrzymuje wszystkie pociągi w obrębie od kilku do kilkunastu kilometrów. Ma go do swojej dyspozycji nie tylko maszynista, ale także dyżurny ruchu. Jedna z hipotez, mówi o tym, że dwa pociągi wjechały na ten sam tor po tym jak na semaforze pojawił się sygnał zastępczy. Polega on na tym, że na wyświetlaczach zapala się czerwone i białe migające światło. Sygnał ten zezwala na jazdę. Nadaje go dyżurny ruchu.
Jeśli wskazania pulpitu w nastawni były prawidłowe, dyżurny ruchu musiał widzieć, na który tor wpuszcza pociąg - zajęty tor oznaczony jest na takich urządzeniach kolorem czerwonym.
W związku z katastrofą infolinie nt. poszkodowanych uruchomiło działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Numery telefonów to 32 20 77 201 i 32 20 77 202.
Źródło: tvn24