Pięć lat temu generał Andrzej Andrzejewski katapultował się z samolotu i cudem uniknął śmierci. - Los dał mu drugie życie - powtarzali znajomi. Wczoraj los odebrał swój podarunek.
To miał być zwykły lot. Powrót do domów, w których czekały rodziny. Dzisiaj jest żałoba i łzy. W katastrofie zginęło 20 osób. Swój ostatni lot, choć nie za sterami samolotu, odbył też dowódca I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, doświadczony pilot, generał Andrzej Andrzejewski.
- Dzisiaj trudno znaleźć słowa, ale to był niezwykły człowiek. Często przebywał u nas, na stacji meteo. Bardzo przyjemny był, usiadł, porozmawiał. Jeśli ktoś miał jakieś problemy, to zawsze mógł się do niego zwrócić - powiedział st. chor. Ireneusz Drewiankowski, emerytowany oficer Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie.
Drugie życie Generał Andrzejewski latał od 85-tego roku. W 2003 roku cudem uniknął śmierci. Podczas ćwiczebnego lotu musiał się katapultować. Omyłkowo wystrzelona rakieta eksplodowała kilka metrów od samolotu, który pilotował.
- Dostał drugie życie.... A teraz bardzo przykro. Wielka żałoba - ze smutkiem opowiada Drewiankowski.
W Świdwinie znali go wszyscy. Potrafił znaleźć czas dla każdego. - Pana Andrzejewskiego znaliśmy wszyscy, to była taka znana postać - wspomina mieszkanka Świdwina.
Zapamiętają go też najmłodsi. W tej świdwińskiej podstawówce był częstym gościem...
- Dzieci były tak szczęśliwe, bo pan generał je zawsze tak pięknie czymś uhonorował, tak sympatycznie z nimi rozmawiał i one były pod wielkim wrażeniem tego człowieka - opowiada Anna Masłowska, dyrektorka szkoły.
"Nie mogliśmy w nocy spać" Ze szczególnym rozrzewnieniem generała wspominają znajomi, którzy z feralnego samolotu wysiedli kilka minut wcześniej.
- Pan generał był moim przyjacielem. Spotykaliśmy się bardzo często, wymienialiśmy poglądy, doświadczenia, on po SU22, ja po MIGach 16 - mówi gen. brygady Włodzimierz Usarek, dowódca 2. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu. Wojskowi przyjaciele dodają, że nie mogli wczoraj spać, ale "mundur zobowiązuje i daje siłę do dalszej służby". - Przyjaciół pożegnamy z należnym im honorem - mówią.
Tragiczny lot W środę, siedem minut po godz. 19, CASA C-295 zniknęła z lotniczych radarów. Samolot wojskowy podchodził już do lądowania. Na pokładzie było 20 oficerów. Z nieznanych przyczyn maszyna runęła na ziemie i stanęła w płomieniach. Nikt z pasażerów nie przeżył.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24