Funkcjonowanie ośrodka wychowawczego w Rejowcu budziło wiele zastrzeżeń: brutalne pobicia, fala wśród wychowanków, brak właściwej opieki. Po interwencji dziennikarzy TVN ministerstwo edukacji zdecydowało przenieść młodzież z tej placówki. Tymczasem jej wychowankowie zamieścili w internecie filmik, w którym stają w obronie ośrodka. Czy słusznie? Materiał programu „Uwaga”.
Wypowiedzi podopiecznych ośrodka oraz ich rodziców wskazywały na wiele patologicznych zachowań, które miały miejsce w zakładzie dla trudnej młodzieży w Rejowcu.
Pobicia, kradzieże, manipulacje
- Przyszły nowe dziewczyny i powiedziały mi, że albo będę się z nimi bić, albo mnie przekopią. Zachowałam się jak one, jak zwierzę - opowiada była wychowanka. Z kolei ojciec jednego z byłych podopiecznych relacjonuje: „To co tam zobaczyłem to był szok. Tam były kradzieże na porządku dziennym. Starsza grupa okradała młodszą, z ubrań, z różnych wartościowych rzeczy, ze słodyczy, chemii. Dochodziło do sytuacji, że młodsza grupa nie miała się czym myć, bo im starsza wszystko rozkradła”. Po emisji reportażu „UWAGI!” do redakcji zgłosili się kolejni podopieczni, którzy zdają podobną relację: wychowawcy nie panowali kompletnie nad trudną młodzieżą. - Dziewczyna tak owinęła sobie wychowawczynię wokół palca, że ta traktowała ją jak córkę. A ta potrafiła ją jeszcze zwyzywać. Przynosiła jej pieniądze, papierosy, ubrania, kosmetyki. A potrafiła ta wychowanka doprowadzić wychowawczynię do płaczu - opowiada jedna z dziewczyn, która przebywała w ośrodku.
Niekorzystne i zawiłe formalności
Wcześniej w budynku ośrodka znajdowała się zarządzana przez gminę szkoła. Gdy pojawił się pomysł powstania ośrodka wychowawczego, mieszkańcy protestowali, a pomysł upadł. W 2012 roku gmina podjęła jednak uchwałę o przekazaniu prowadzenia szkoły powiatowi w Chełmie. Niedługo potem rada powiatu zdecydowała o przekazaniu budynków prywatnej firmie. Warunki, na jakich miało do tego dojść, były skrajnie niekorzystne dla powiatu, ale ostatecznie umowa została zawarta. - Problem jest o tyle trudny, że poprzedni zarząd podpisał umowę na czas nieokreślony z równoczesną klauzulą, że brak jest możliwości wypowiedzenia tej umowy przez 10 lat. To wiąże całkowicie nam ręce i utrudnia działania, jeśli chodzi o wypowiedzenie tej umowy - tłumaczy Piotr Deniszczuk, starosta Starostwa Powiatowego w Chełmie. W sprawę dzierżawy budynków prywatnej firmie zaangażowany był Jacek Kosiński, ówczesny dyrektor Wydziału Rozwoju, Promocji, Kultury i Sportu Starostwa Powiatowego. Teraz jest pracownikiem ośrodka w Rejowcu. - Zakładam, że pani dyrektor dostrzegła we mnie fachowca , który był w stanie przyczynić się do rozwoju tego miejsca. Jedyna moja rola była taka, że przyjąłem decyzję jako urzędnik o tym, że ktoś założył taką placówkę - tłumaczy Jacek Kosiński, teraz - specjalista ds. kadrowych ośrodka w Rejowcu. - Pan dyrektor Kosiński nie podejmował decyzji, bo umowę podpisał ówczesny starosta i wicestarosta - mówi Piotr Deniszczuk, starosta chełmski. - Natomiast jako szef wydziału wiedział o wszystkim i przedstawiał zarządowi taką propozycję wielokrotnie. Lobbował. Przejrzałem protokoły ze spotkań, odniosłem wrażenie, że nie był pracownikiem starostwa tylko tamtej firmy. Jeżeli obiekt, który jest wart kilka milionów złotych, jest wydzierżawiany nieodpłatnie, to już budzi zastrzeżenia - uważa.
"Funkcjonujemy poprawnie"
- Jeśli chodzi o funkcjonowanie ośrodka, funkcjonujemy poprawnie, w oparciu o ustawę, mamy odpowiednią ilość wychowawców, odpowiednią ilość grup. Ośrodek jest przygotowany, wyposażony w to, co być powinno. W papierach też się zgadza - uważa Monika Tofil, dyrektor ośrodka w Rejowcu. Kontrole przeprowadzone po dziennikarskich interwencjach pokazują jednak inne oblicze ośrodka w Rejowcu niż twierdzi jego dyrektorka - potwierdza się wszystko, co usłyszeliśmy od byłych wychowanków i wychowawców.
Resort interweniuje...
Sprawą zajęło się samo ministerstwo edukacji. Jego decyzją wychowankowie są teraz przenoszeni do innych placówek. Resort postanowił przyjrzeć się także m.in. finansom czy poziomowi higieny. - Zaprosiliśmy urząd kontroli skarbowej, żeby zweryfikował sposób wydania publicznych pieniędzy – mówi Anna Zalewska, minister edukacji narodowej.
- Poprosiliśmy Ministerstwo Sprawiedliwości, prokuraturę, sanepid. Tam do każdego elementu funkcjonowania tego niepublicznego ośrodka można się przyczepić. To jest decyzja teraz najważniejsza i najbezpieczniejsza: nie będą tam kierowane dzieci - deklaruje i dodaje, że ci, którzy już tam się znajdują, zostaną przeniesieni do innych ośrodków. - Nie było na co czekać, zwłaszcza, że właściciele ośrodka utrudniali służbom i wizytatorom kontakt - mówi minister.
...ale wychowankowie protestują
Wychowankowie jednak sprzeciwiają się decyzjom ministerstwa. - Nie zgadzamy się z opinią, którą wydało ministerstwo, ponieważ oni nie uwzględnili naszych uczuć w tym, co napisali i w tym, co zrobili. Pani minister moim zdaniem chciała się pokazać, że tak świetnie, super interweniuje od razu. Nie brała pod uwagę tego, że wiele osób straci pracę, nie brała pod uwagę tego, że my musimy zaczynać wszystko od nowa, że jadąc do nowego ośrodka, zaczynamy nowe życie i nie jest to nam na rękę - skarży się wychowanka. - W tym ośrodku możemy spełniać swoje marzenia, realizować swoje pasje - protestuje jeden z wychowanków. - Przenosząc nas z ośrodka do ośrodka czujemy się jak worek węgla. Nie jesteśmy też jakimiś zwierzętami. Mamy swoje uczucia i boli to nas - dodaje jego koleżanka.
- Było mi żal, że nie potrafili skierować do mnie takiego filmu, kiedy stały się te wszystkie nieszczęścia, kiedy zgwałcono ich kolegę, kiedy pobito mieszkańca, kiedy pojawiały się skargi - odpowiada im Anna Zalewska. - Oczywiście mieliśmy wielką ochotę spotkać się z dziećmi, bo one są najważniejsze. Ale niestety właściciele zabronili wizytatorom z nimi rozmawiać - dodaje.
Autor: AG/tr / Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN