W Opolu rusza proces o odszkodowanie za poród żony Bartłomieja Bonka, medalisty olimpijskiego z Londynu. Sprawa dotyczy błędów, jakich prawdopodobnie dopuścili się lekarze podczas porodu bliźniaczek olimpijczyka. Jedna z dziewczynek urodziła się z poważnym niedotlenieniem mózgu. - Ja im nie odpuszczę - mówił w rozmowie z reporterem TVN24 Bartłomiej Bonk.
Rozprawa rozpoczęła się o godzinie 9 w Opolu. Jak relacjonował na antenie TVN24 reporter Robert Jałocha, to proces z powództwa cywilnego o odszkodowanie przeciw szpitalowi. Bartłomiej Bonk walczy o 2 miliony złotych.
- To są pieniądze potrzebne przede wszystkim dla Julii - mówił w rozmowie z Robertem Jałochą Bartłomiej Bonk. Dodał, że choć Julia - córka sportowca, która urodziła się z niedotlenieniem mózgu - oddycha już samodzielnie, to cały czas jest w ciężkim stanie.
Przyznał jednak, że w tej sprawie nie chodzi tylko o odszkodowanie, ale o to, by pokazać ludziom, że jeśli lekarze popełniają błędy, nie mogą być bezkarni. - Ja im nie odpuszczę. Będę robił wszystko, żeby odpowiedzieli za swoje błędy, bo błędów całą masę popełnili. Ja tego tak nie zostawię - mówił olimpijczyk.
"Nie jest wykluczone, że dojdzie do ugody"
- Ten proces ma na celu wyjaśnienie przyczyn, dla których - skutkiem porodu - nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia małej Julii. Jeśli chodzi o kwoty, to zostaną ustalone przez sąd. Czy one są najwyższe i czy są adekwatne, wszystko to oceni sąd - mówił w rozmowie z reporterem TVN24 mec. Jakub Moszyński, pełnomocnik szpitala. Dodał, że szpital "chciałby wyjść naprzeciw tej sytuacji". - Ja mogę zadeklarować jedno, że będziemy podejmować wszystkie czynności, będziemy współdziałać z rodzicami małoletniej tak, by zapewnić jej wszelkie niezbędne środki do prowadzenia rekonwalescencji, do powrotu do zdrowia - przekonywał mecenas. Stwierdził też, że "nie jest wykluczone, że na jakimś etapie postępowania dojdzie do ugody". - Wydaje mi się, że to jest najlepszy sposób, żeby tę sprawę załatwić - powiedział mec. Moszyński.
Kazano jej rodzić siłami natury
Żona Bartłomieja Bonka trafiła do Samodzielnego Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu w 34. tygodniu bliźniaczej ciąży. Kazano jej rodzić siłami natury, mimo że lekarz prowadzący zalecił cesarkę. - Prosiłam, żeby zrobili cesarkę, bo boję się o życie swoich dzieci. Nic to nie dało - mówiła pani Barbara, żona olimpijczyka. - Położne poradziły mi, żeby porozmawiać z ordynatorem, bo jego decyzja jest najważniejsza - dodała.
Ordynator odmówił cesarskiego cięcia. Kobieta trafiła więc na porodówkę.
Pierwsza córka urodziła się bez komplikacji. - Między pierwszym a drugim porodem wszedł ordynator, i zamiast zająć się pacjentką i drugim dzieckiem, poklepał mnie po ramieniu, powiedział, że oglądał igrzyska i mi kibicował i że jakby zrobili cesarkę, to żona miałaby blizny - relacjonował wtedy Bartłomiej Bonk. Druga córka, Julia, przyszła na świat po 45 minutach. Urodziła się z niedotlenieniem mózgu. Powołana przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy polegające m.in. na niepodjęciu decyzji o cesarskim cięciu. Dyrekcja szpitala złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury, a dwóch lekarzy straciło stanowiska.
Autor: kde//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24