Na wnuczka, prokuratora lub policjanta - szacuje się, że tymi metodami wyłudzono już setki milionów złotych. Oszukanych są tysiące osób nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Zdaniem policji, mózgiem tego procederu mają być dwaj bracia, którzy nie skończyli nawet podstawówki. Materiał "Czarno na białym".
Ofiarami metody "na wnuczka" - lub innych jej wariacji - padają przede wszystkim starsze osoby. Przestępcy po nawiązaniu z nimi kontaktu, podszywają się pod kogoś bliskiego i za pomocą emocji wywierają na nich presję tak, by ci podzielili się z przestępcami swoim majątkiem, np. po to, żeby pomóc rzekomemu wnuczkowi.
Reporterzy TVN24 dotarli do treści przesłuchań, przeprowadzanych w ramach dużego, wspólnego polsko-niemieckiego śledztwa. Jego celem miało być ustalenie, kim są "ojcowie chrzestni" tej metody i w jaki sposób działa kierowana przez nich grupa przestępcza.
Dobrze zorganizowana firma
Okazało się, że gang, choć był umiejscowiony w Polsce, działał także w innych krajach Europy, m.in. w Niemczech i innych państwach niemieckojęzycznych. Odkryty w trakcie śledztwa mechanizm działania przypominał dobrze zorganizowaną firmę.
Na terenie Polski utworzono centralę telefoniczną, która potrafiła wykonać do potencjalnych ofiar nawet 900 połączeń dziennie. Odbieraniem gotówki i kosztowności od tych, którzy dali się złapać w pułapkę, zajmowali się "odbieracy", nad transportem których czuwali logistycy. Uzyskane w ten sposób środki przewozili do Polski kurierzy. Najwięcej w całym procederze ryzykowali "odbieracy", którzy często nie znali nawet swoich prawdziwych mocodawców.
Policja, w ramach której zwalczaniem tego typu przestępczości zajmuje się Centralne Biuro Śledcze, dodaje, że w grupie tej obowiązuje ścisła hierarchia.
- Są bossowie-starszyzna, która rządzi środowiskiem i są osoby podległe, które wykonują poszczególne zadania. Starszyzna decyduje o wszystkich posunięciach poszczególnych osób na terenie Polski czy Europy - zdradza oficer operacyjny CBŚP.
W oczekiwaniu na proces
- To są bracia, obaj oskarżeni. Jeden ma dwie klasy podstawówki, drugi trzy. Trzeba im oddać fakt, iż mają pewne umiejętności psychologiczne w zakresie podejścia do swoich ofiar i wyłudzania od nich informacji - mówi Przemysław Nowak, rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej.
Według policji pomysłodawcą procederu ma być m.in. Arkadiusz Ł., ps. "Hoss". Człowiekiem "numer dwa" w grupie miał być Adam P., ps. "Adam", który oczekuje na proces na wolności. On także usłyszał zarzut oszustwa. Razem z Arkadiuszem Ł. twierdzili, że nie mają pracy i oficjalnego źródła dochodu. Z drugiej strony, przed domem Adama P. stoi najnowszy model audi, a w trakcie czynności dotyczących Arkadiusza Ł., śledczy zabezpieczyli ferrari i jednego luksusowego mercedesa. Zgromadził także pół miliona złotych w gotówce, które przeznaczył na zabezpieczenie majątkowe.
Oskarżeni tłumaczyli śledczym, że na taki luksusowy styl życia mogli sobie pozwolić dzięki pomocy rodziny. Na początku śledztwa obaj przyznali się do winy i złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze, jednak kilka miesięcy temu wycofali się ze wszystkiego. Śledczy przekonują jednak, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy jest tak mocny, że pozwoli na ich skazanie.
W sprawie oszustw metodą "na wnuczka" skazano już jednego z kurierów grupy, Jana K., ps. "Susek". Mężczyzna przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze - usłyszał wyrok dwa lat więzienia w zawieszeniu na pięć, musi zapłacić także kilkadziesiąt tysięcy złotych grzywny.
Policja wciąż poszukuje czwartego członka grupy "Hossa", Marcina Kolompara, ps. "Loli". Wystawiono za nim międzynarodowy list gończy.
"Uważam, że to przyspieszyło ich śmierć"
- Chciałabym przemówić tym oszustom do sumienia, żeby zrozumieli, że przez nich zginęły dwie starsze osoby. Istotne jest to, że były to starsze osoby, które nie mogły już po prostu odbudować sobie życia. Uważam, że to przyczyniło się do ich szybkiej śmierci - mówi Sibyl Bahy ze Szwajcarii. Jej matka, posiadająca szlachecki rodowód, oddała przestępcom swoją rodową biżuterię. Teraz córka kobiety domaga się sprawiedliwości w Polsce.
O swoich doświadczeniach mówią także inne ofiary oszustów. - Nie miałam podstaw mu nie wierzyć - mówi Ewa Zielińska, którą próbowano oszukać metodą "na policjanta". Jej zadaniem miało być przekazanie swoich kosztowności w ramach rzekomej akcji, mającej na celu zatrzymanie przestępców na gorącym uczynku. W rozmowie z reporterem TVN24 opowiada, jak wielki wpływ wywarła na niej rozmowa z oszustem.
- Miałam przez niego zakazany jakikolwiek kontakt. Ja mu się w jakiś sposób oddałam w ręce. Chciałam z nim współdziałać według tego, jak on mną kieruje - tłumaczy.
Psychologowie wskazują, że niebezpieczeństwo tej metody polega nie tylko na tym, że starsi ludzie często tracą dorobek swojego życia. Wielu z nich może także stracić zaufanie do bliskich, a w skrajnych przypadkach sytuacje takie mogą prowadzić nawet do samobójstw.
Autor: ts\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Materiał programu "Czarno na Białym"