Ojciec trzech czeczeńskich dziewczynek, które zmarły w drodze przez zieloną granicę w Bieszczadach, zgłosił się na policję na Ukrainie - podaje RMF FM.
Zdaniem radia, mężczyzna brał udział w przeprawie razem z rodziną, ale z nieznanych przyczyn zrezygnował. O tragedii dowiedział się z ukraińskich mediów.
RMF FM podaje również, że policjantom udało się już porozmawiać z matką dziewczynek. Od nich dowiedziała się, że jej córki nie żyją. Na oficjalne przesłuchanie trzeba jednak będzie, ze względu na stan Czeczenki, poczekać do poniedziałku.
- Byliśmy przygotowani, aby przesłuchać Kamisę D. już wczoraj albo dziś, jednak lekarze, którzy opiekują się kobietą, nie wyrazili na to zgody. Będzie to możliwe dopiero w poniedziałek - powiedziała rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych Dorota Głazowska-Krzywdzik.
Także w poniedziałek przeprowadzona zostanie sekcja zwłok trzech dziewczynek, która wyjaśni przyczyny ich śmierci.
Ze wstępnych wyjaśnień, jakie złożyła 36-letnia Kamisa D. wynika, że ukryła ona córki pod liśćmi paproci, a sama poszła szukać pomocy: - Dziewczynki leżały tuż obok siebie, zapewne ogrzewały się ciepłem swoich ciał. Kiedy kobieta spotkała funkcjonariuszy Straży Granicznej powiedziała im, gdzie zostawiła dzieci. Jej wyjaśnienia nie były zbyt precyzyjne. Kiedy funkcjonariusze znaleźli dziewczynki, na pomoc było już za późno - mówił prokurator rejonowy w Lesku Zygmunt Słabik.
Czeczenka wraz z dwuletnim synem Magometem od wczoraj leży w szpitalu. Jej i ocalałemu dwuletniemu synkowi nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo.
Źródło: TVN24, PAP