Siedem zarzutów postawiła prokuratura Krzysztofowi B. - ojcu, który przez sześć lat miał gwałcić swoją córkę. Jak nieoficjalnie dowiedziało się TVN24, mężczyzna podczas przesłuchania twierdził, że to ona zachęcała go do kazirodczego współżycia.
"Z miejsca tragedii odjechali w miejsce izolacji od dziennikarzy"
Posłuchaj przyjaciółki dziewczyny
Mężczyzna usłyszał zarzuty m.in. gwałtu, gróźb karalnych, zastraszania, a także napaść z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Miał bowiem, z siekierą zaatakować narzeczonego swojej córki, z którym wtedy mieszkała.
Krzysztof B. nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu teraz za nie do 15. lat więzienia.
Wiedzieli, że je poniża
O tym, że mężczyzna jest, delikatnie mówiąc, porywczy, wiedziało wiele osób z otoczenia rodziny. - Ojciec odnosił się do nich w sposób wulgarny. Poniżał mamę i Alę - mówiła TVN24 przyjaciółka dziewczyny. Żeby unikać towarzystwa mężczyzny, musiały spotykać się poza domem.
Na razie prokuratorzy nie zezwolili na publikowanie danych i wizerunku podejrzanego. Decyzja ta zapaść ma w najbliższych dniach.
Uciekły z miejsca gehenny
Nie jest natomiast chroniony, wizerunek ofiary - córki mężczyzny. Dziewczyna została więc, wraz z matką i młodszym bratem, przewieziona w odosobnione miejsce, gdzie ma być zapewniony im spokój. Przeczytaj wyznania ofiary ojca gwałciciela.
- Bardzo wcześnie rano, pod dom, w którym działa się ta tragedia, podjechał nieoznakowany policyjny samochód. Wbiegła do niego 21-latka i odjechała - opowiada z miejsca zdarzenia reporter TVN24 Adam Krajewski. W kilka godzin później, policyjny samochód zabrał też matkę oraz młodszego brata ofiary, którego odebrał od razu ze szkoły.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24