Opinia biegłego wskazująca na celowe podłożenie ognia to jeden z dowodów obciążających Dariusza P., podejrzanego o podpalenie w ubiegłym roku w Jastrzębiu Zdroju domu, w którym spali jego bliscy. W pożarze zginęła żona P. i czworo dzieci.
Prowadząca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Gliwicach w czwartek zarzuciła mężczyźnie zabójstwo. Motywem miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. W piątek śledczy oficjalnie opowiedzieli o dowodach obciążających aresztowanego dzień wcześniej podejrzanego. Jak przekazał rzecznik prokuratury Michał Szułczyński, pierwszym z dowodów jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w sześciu miejscach budynku. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było też śladów włamania.
Sprawca podłożył mysz
Aby upozorować przypadkowe powstanie pożaru, sprawca podłożył martwą mysz. Chodziło o zasugerowanie, że przegryzła kable, doprowadzając do zwarcia.
Na zlecenie prokuratury przeprowadzono sekcję zwłok gryzonia. Okazało się, że zdechł wcześniej niż doszło do pożaru, na skutek urazu mechanicznego. Podejrzanego obciążają też logowania jego telefonu do sieci komórkowej – okazało się, że wbrew twierdzeniom mężczyzna w chwili pożaru był w pobliżu domu, a nie kilkanaście kilometrów od niego. Zdaniem biegłych Dariusz P. sam sobie wysyłał SMS-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory. Znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.
Do tragicznego pożaru doszło w maju ub.r. Zginęła matka i czworo dzieci w wieku od 4 do 18 lat. Już krótko po tragedii opinia biegłego wskazała, że doszło do podpalenia. P. przekonywał, że ktoś, kto podpalił jego dom, wcześniej wysyłał mu SMS-y z groźbami.
Nie przyznaje się
Przez kolejne miesiące śledczy gromadzili dowody obciążające Dariusza P. Na ich podstawie mężczyznę zatrzymano. Prokurator przedstawił mu w czwartek zarzut spowodowania pożaru i zabicia w ten sposób pięciu członków rodziny, a także usiłowania zabójstwa szóstej osoby - najstarszego syna.
Dariusz P. odpierał zarzuty. Jeszcze przed przesłuchaniem w prokuraturze policjanci zawieźli w czwartek zatrzymanego do domu, gdzie z jego udziałem przeprowadzono przeszukanie. „Nie mam nic wspólnego z tym pożarem, rodzina jest dla mnie najważniejsza” - mówił P. dziennikarzom. Po przedstawieniu zarzutów prokuratorzy złożyli wnioseki o aresztowanie podejrzanego. Gliwicki sąd uwzględnił ich wniosek. Jeśli zarzuty się potwierdzą, Dariuszowi P. będzie groziło dożywocie.
Problemy finansowe i romans?
Prokuratura dotąd nie mówiła oficjalnie o motywie, jakim miał kierować się Dariusz P. Według nieoficjalnych informacji dziennikarzy Uwagi! TVN ze śledztwa, miało chodzić o polisy ubezpieczeniowe na członków rodziny, wykupione na krótko przed tragedią. P., który prowadził zakład produkujący meble, miał poważne długi.
Regionalne media podały też m.in., że mężczyzna miał w trakcie małżeństwa spotykać się z kilkoma kobietami, a w tym roku zaręczyć się. Podczas przesłuchań miał również podać, że leczył się psychiatrycznie. W piątek prokuratura przekazała, że nie będzie informować o życiu osobistym podejrzanego, a także o stanie jego zdrowia psychicznego. W toku śledztwa konieczna będzie jeszcze m.in. opinia biegłych, którzy wypowiedzą się na temat poczytalności podejrzanego.
Wstrząsająca tragedia
Pożar miał miejsce 10 maja ub.r. w domu, w którym mieszkała 7-osobowa rodzina. Powierzchnia pożaru była niewielka - około 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze. Spaliła się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla.
Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, zaś 4-latka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka. Ojca nie było w tym czasie w domu.
Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w ich parafii. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc m.in. wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła.
"Nie mogę tego pojąć"
Również ks. Bogusław Zalewski, proboszcz parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Jastrzębiu Zdroju, do której należała rodzina, mówił w piątek, że z tą rodziną kojarzy mu się dobro, a on sam nie potrafi sobie wytłumaczyć, zrozumieć tej sytuacji.
- Znam jego i całą rodzinę z najlepszej strony - jako dobrą rodzinę, funkcjonującą w pozytywnych relacjach. Świetnie wychowywali dzieci. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, bo kojarzy mi się z nimi samo dobro. Tu nie chodzi tylko o zaangażowanie w życie Kościoła, to byli też moi uczniowie; w sensie charakteru, stylu bycia – widziałem tam samo dobro. Więc ja nie potrafię tego pojąć - zaznaczył ks. Zalewski. Zmarły 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w Stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a matka brała udział w ruchu „Światło-Życie”. Sam Dariusz P. był szafarzem komunii świętej.
Autor: kg/tr/kwoj / Źródło: PAP