Od piątku w oczyszczanie lubuskiego odcinka Odry z martwych ryb zostali włączeni żołnierze i strażacy. Przez kilka godzin z wody zostało wybranych około 4,5 tony śniętych ryb – poinformował wojewoda lubuski Władysław Dajczak. Specjalista toksykologii Eryk Matuszkiewicz ostrzega, że samodzielne zbieranie śniętych ryb przez mieszkańców czy wędkarzy jest nierozsądne. Eksperci radzą, co robić, jeśli zaobserwujemy u siebie objawy, które mogą mieć związek z zanieczyszczeniem rzeki. Dolnośląska Izba Aptekarska wydała komunikat w tej sprawie.
Wojewoda lubuski Władysław Dajczak poinformował, że w piątkowych działaniach związanych z usuwaniem skutków katastrofy ekologicznej brało udział 120 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej oraz 30 strażaków Państwowej Straży Pożarnej, którzy pływali po rzece na 17 łodziach.
Ryby były zbierane zarówno z nurtu, jak i z brzegu rzeki. Ponadto w Kostrzynie nad Odrą, w pobliżu ujścia Warty, strażacy rozciągnęli zaporę, by wyłapywać płynące nurtem martwe ryby.
- Do tej pory zostało wyciągniętych z wody 4,5 tony ryb śniętych. To jest dużo jak na tak krótki czas działania. Te ryby zostały zebrane w odpowiednie worki i w tej chwili firma utylizująca, z którą popisaliśmy umowę będzie to truchło zabierała i utylizowała. To jest bardzo dobra wiadomość. Jutro te działania będziemy kontynuowali – powiedział Dajczak.
Dodał, że praca służb i administracji wojewody została zaplanowana, a kolejne dni przyniosą intensywne działania związane z oczyszczaniem Odry z martwych ryb. Dodatkowo do regionu zostanie skierowanych przez komendanta głównego Państwoej Straży Pożarnej 70 kadetów ze szkoły pożarniczej - zapowiedział.
Toksykolog: nie zbierajmy samodzielnie śniętych ryb
Kontakt z zatrutymi rybami może dać jedynie cechy podrażnienia skóry, co widać w postaci zaczerwienienia, pieczenia czy oparzeń, ale nie spowoduje zakażenia w organizmie - powiedział specjalista toksykologii klinicznej oraz chorób wewnętrznych Eryk Matuszkiewicz.
- Samodzielne zbieranie śniętych ryb przez okolicznych mieszkańców czy wędkarzy jest, delikatnie mówiąc, nierozsądne. Zostawmy to specjalistycznym służbom, które są do tego przygotowane i mają odpowiednie zabezpieczenia w tym zakresie - zaakcentował.
Uspokoił jednak, że w drodze inhalacyjnej, czyli jeżeli wdychamy powietrze nad rzeką, nie narazimy się na ciężkie zatrucie. - Zatrucie może wystąpić jedynie w przypadku drogi pokarmowej, czyli jeżeli byśmy jedli te skażone ryby w dużych ilościach - powiedział. - Oczywiście ta ilość ryb zależna jest od stężenia substancji toksycznych w rybach i rzece, ale na ten moment nie mamy takich informacji - przyznał.
Wskazał, że w przypadku, kiedy ktoś już zbierał te ryby i ma poparzenia na rękach, to powinien zgłosić się do lekarza. - Takie podrażnienia leczymy jak oparzenie skóry, natomiast nie jest to zatrucie czy zakażenie. To jest tylko chemiczne uszkodzenie, oparzenie skóry - podkreślił.
Co robić, jeśli obawiasz się, że uległeś zatruciu?
Informację w sprawie zatruć podała również Naczelna Izba Aptekarska na Twitterze, podając dalej tweet prezesa Dolnośląskiej Izby Aptekarskiej we Wrocławiu, Marcina Replewicza, który przypomniał co robić, jeśli zaobserwujemy u siebie objawy zatrucia:
Toksykolog: to nie jest rtęć, jaką znamy z termometrów
Eryk Matuszkiewicz, zapytany o szkodliwość dla żywych organizmów rtęci, która według niemieckich źródeł mogła zostać znaleziona w rzece po niemieckiej stronie granicy, odparł, że "rtęć, która być może znajduje się w rybach czy w Odrze, to nie jest rtęć, jaką znamy z termometrów".
- W termometrze mamy rtęć w postaci metalicznej. Jeżeli w rybach czy w wodzie zostanie potwierdzona rtęć, to będą to związki rtęci i najczęściej w pożywieniu będą to związki rtęci organicznej, najczęściej jest to metylortęć, rzadziej etylortęć – powiedział.
- Dlatego zawsze jako toksykolodzy podkreślamy, że nawet jeżeli ktoś zjadłby niewielką ilość rtęci z termometru, to jest to dla organizmu bez znaczenia, bo rtęć metaliczna nie wchłania się z przewodu pokarmowego. Inaczej jest, jeżeli rtęć wejdzie w związek z innymi toksycznymi substancjami - wyjaśnił.
Źródło: PAP, tvn24.pl